W
szalonym tempie wbiegłam na klatkę schodową prowadzącą do mojego mieszkania.
Oglądałam się za siebie przez całą drogę powrotną. Cały czas byłam przekonana,
że ten cholerny Portugalczyk depcze mi po piętach. Czemu on nie może zrozumieć,
że nie chcę mieć z nim nic do czynienia? Czy aż tak jest tępy od pogrywania
piłką w głowę? Do moich myśli wpływały tego typu kolejne pytania. Z całych sił
pragnęłam, aby napastnik Realu Madryt odczepił się ode mnie. Nie wierzyłam mu w
żadne wytłumaczenia, które mi przedstawił. Dla mnie było jasne, że jemu chodzi
wyłącznie, aby się mną na początku zabawić, a na końcu przelecieć, tylko i
wyłącznie mu na tym zależało. Jednak trafił na bardzo mocną z charakteru
kobietę, która nie mam zamiaru wchodzić w tego typu układy.
Już
więcej nie rozmyślając na temat drażniącego, ale zarazem cholernie przystojnego
Portugalczyka, chyba naprawdę jest ze mną źle, że tak sądzę. Przekręciłam zamek
w wejściowych drzwiach do mieszkania, po czym w szybkim tempie zamknęłam je za
sobą. Gwałtownie odwróciłam się w drugą stronę, jednocześnie przylegając do
drewnianej powierzchni drzwi i zaczęłam głęboko oddychać. W tej chwili dla mnie
było najważniejsze, aby się uspokoić. Jednak coś mi nie pasowało w moim
mieszkaniu, a mianowicie po całym salonie były porozrzucane damski i męskie
ubrania. Bliżej podeszłam do stojącej nie daleko komody, na której stała lampa,
a na której kloszu wisiały damskie figi, a pod komodą zauważyłam również
jeszcze jedną zwiniętą rzecz, z zaciekawieniem schyliłam się po nią. Jednak
kiedy zaczęłam ją rozwijać od razu napadło mnie obrzydzenie i chęć
wymiotowania, ponieważ w rękach trzymałam męskie bokserki, aż z ogromnym
wstrętem rzuciłam nimi z powrotem na podłogę. Wiedziałam jedno:
-
To sprawka Cloe! – nawet nie wiedziałam, że wrzasnęłam.
Postanowiłam
dalej wejść do centrum salonu. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, chyba
ciekawość lub wściekłość, lecz wyznam szczerze, że gdybym wiedziała co dalej
zobaczę. Nigdy, przenigdy bym się nie zdecydowała wejść do tego cholernego
salonu bez uprzedzenia.
Kiedy
weszłam do głównego miejsca w salonie, gdzie stały dwie kakaowe połączone ze
sobą sofy i w centrum znajdował się telewizor, który przypominam, że został
odkupiony przez moją przyjaciółkę. Tak twierdziła ona. Jednak wiedziałam swoje,
że to urządzenie zostało kupione przez Benzema, ale nie wykłócałam się już o to
z Cloe.
Ważne,
że telewizor stał na miejscu i właśnie na którego płaszczyźnie ekranowej
znalazła się jęcząca pana Serreno z świecącym biustem na zewnątrz. W tym
momencie stanęłam jak wryta przed sofą, ponieważ na dodatek moim oczom ukazała
się, z nad oparcia kanapy, głowa wzdychającego Karima. Tego było za wiele!
Dochodzi do mnie, że moja przyjaciółka może uprawiać seks ze swoim chłopakiem,
ale nie upoważnia jej do tego, aby pierzyć się z nim w salonie, przecież ma od
tego sypialnie. Wściekłość wzięła nade mną górę, ta sytuacja przeciążyła szalę
dzisiejszych nerwów i wypełniła całą powierzchnię rozdrażnienia, które we mnie
od samego rana kiełkowało.
-
Kurwa!!! Co tutaj do cholery się dzieje?!!! – wrzasnęłam jak umiałam
najgłośniej.
Na
mój podniesiony głos ich reakcja była gwałtowna. Cloe w popłochu zeskoczyła z
Karima i szybko okryła się. obok leżącą na podłodze, narzutą, a chłopak starł
się dłońmi zakryć swoją męskość.
Natomiast
kiedy zobaczyłam nagiego Benzema od razu odwróciłam się do niego plecami.
Czułam, że sparzyłam ogromnego buraka na twarzy, ponieważ drugi raz w swoje
karierze życiowej zobaczyłam nagiego faceta i szczerze powiem było na czym
zawiesić oko.
Lexi! Opanuj
się! Przecież to facet twojej przyjaciółki! – doprowadzałam siebie w myślach
do porządku.
-
Lexi proszę ciebie nie odwracaj się. Poczekaj, aż się ubiorę. Cloe, gdzie są
moje gacie? – odezwał się „piskliwym” głosem Benzema.
Uśmiechnęłam
się pod nosem i nawet ta cała złość ze mnie zeszła. Nie wiem dlaczego, ale
Francus miał coś w sobie takiego, że potrafił nieświadomie przywrócić mi na
usta uśmiech. Po za tym ta cała sytuacja zaczęła mnie śmieszyć.
-
Po raz drugi przerwałam im w namiętnym i
rozkosznym poznawaniu siebie od wewnątrz. – na tą myśl starałam się nie
parsknąć śmiechem i zatykałam obiema dłońmi usta, kiedy jeszcze była odwrócona
do nich plecami. Po prostu miałam kabaret za darmo.
-
Skąd ja mogę to wiedzieć? – odpowiedziała mu Cloe.
W
jej głosie można było rozpoznać dwa uczucia: zażenowanie i wstyd. Z tego
względu jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na ustach, bowiem śmiech chciał się
wydostać na wierzch.
-
Przecież to ty mi je ściągałaś. Gdzie je rzuciłaś? – skamlał Francuz.
-
Nie wiem. – odrzekła blondynka.
-
I co teraz? – w tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, jednocześnie
schyliłam się po bokserki chłopka, które leżały obok mnie i rzuciłam za siebie
mówiąc:
-
Tu jest twoja zguba. – nie przestawałam się śmiać.
-
Z czego ty się śmiejesz? – w głosie Cloe można było usłyszeć pewnego rodzaju
zażenowanie, wstyd i wściekłość.
Nie
czekając na to czy Karim się ubrał, czy dalej stał tak jak pan Bóg go stworzył,
wreszcie odwróciłam się w ich stronę. Naszczęście obrońca Realu miał wreszcie
na swoim dupsku gacie.
-
Z was. – zwróciłam się do przyjaciółki, nie przestając brechtać się.
-
Co jest w nas takiego śmiesznego?! – kocham jej oburzenie.
-
Wasze miny i popłoch, który zrobiliście w salonie. Kabaret mam za darmo. –
odrzekłam. Jednocześnie wycierając łzy radości z policzków.
– Po raz drugi was przyłapałam. – zmieniłam
ton głosu, aby bardziej wyglądało, że jestem na nich śmiertelnie obrażona –
Jest wam tak ciężko, aby wasze ekscesie seksualne odbywać w twoje sypialni. –
zwróciłam się do Cloe – Do twojej wiadomości nie mam ochoty oraz nie życzę
sobie tego, aby kolejny raz patrzeć na to jak się bzykasz ze swoim chłopakiem w
salonie. Dotarło to do ciebie! – teraz trochę musiałam podnieść głos, abym
brzmiała poważnie i żeby wzięła sobie do serca moje słowa.
Karim
na moją wypowiedź zareagował od razu, zaczął się w pośpiechu ubierać i miał
zamiar już wychodzić z mieszkania. Myślał, że tego nie zauważę. Jednak nie pozwoliłam
mu na to:
-
Benzema! – krzyknęłam odwracając się w jego stronę. Jego wyraz twarzy był
bezcenny – Dokąd się wybierasz? – już odrzekłam normalnym głosem. Chłopak na
moje pytanie przez chwilę nie wiedział co ma odpowiedzieć. Jednak znalazł język
w gębie:
-
Najlepiej będzie jak wyjdę. – wyszeptał.
Spojrzałam
się na przyjaciółkę w jej wzroku dostrzegłam przebłysk błagania. Doskonale
wiedziała i dotarło do niej, że zrobiła źle, ponieważ zachowała się
niestosownie w moim mieszkaniu, w którym mieszka jako gość.
Jednak
ja nigdy jej tak nie traktowałam. Zawsze twierdziłam, że jest ona dla mnie jak
siostra i zawsze może na mnie liczyć. Cieszyłam się, że zgodziła się ze mną
zamieszkać, przynajmniej nie czułam się taka samotna. Dlatego zrobiłam to co,
powinnam zrobić od razu.
-
Zostań u nas na obiedzie. Zapraszamy. – uśmiechnęłam się w stronę Francuza,
który był w ogromny szoku, pomieszanym ze zdziwieniem.
-
Zgódź się? – podbiegła do niego Cloe, która jeszcze była owinięta czarną
narzutą.
Mężczyzna
jeszcze raz spojrzał się na mnie. Uśmiechnęłam się zachęcająco, żeby przyjął
zaproszenie.
-
Dobrze. – odrzekł.
-
Wspaniale! – krzyknęła rozradowana blondynka. Z tej radości podniosła obydwie
ręce i zaczęła skakać, powodując tym samym, że jej dotychczasowe okrycie spadło
na podłogę, odkrywając jej całe nagie ciało – Przepraszam… - wybąkała kiedy
ponownie okrywała się czarną tkaniną.
Automatycznie
zakryłam dłońmi twarz, ponieważ ponownie chciałam wybuchnąć śmiechem, a Benzema
- miałam takie wrażenie - patrzył na nią z takim pożądaniem i miłością, że aż
poczułam ukłucie zazdrości w swoim sercu. Tak naprawdę gdzieś w głębi mnie
znajdowała się właśnie taka kobieta, która potrzebowała tych uczuć. Jednak
szybko się doprowadziłam do porządku, bo blondynka zaczęła skakać w koło mnie.
-
Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! – świergotała – Kocham ciebie! – przytuliła
się do mnie.
Nic
nie odpowiedziałam, tylko również mocno się do niej przytuliłam. Cloe znała
mnie od podszewki. Wiedziała o wszystkich moich tajemnicach oraz uczuciach.
Jednak nigdy jej nie zdradziłam moich pragnień, które od jakiegoś czasu zaczęły
władać całą wewnętrzna osobą. Nie miałam odwagi, aby jej o tym powiedzieć,
bowiem sama nie mogłam przed sobą przyznać się do tego, że od kiedy poznałam
tego przeklętego i słodkiego Portugalczyka całe moje duchowe życie wywróciło
się do góry nogami.
Prawda
jest taka, że gubię się w tym wszystkim…
~~~*~~~
-
Na pewno tak nie wyjdę! – stanowczo zaprotestowałam przyjaciółce, z którą
właśnie szykowałyśmy się już do wyjścia na tą cholerną imprezę.
-
Przestań narzekać, przecież w takim makijażu wyglądasz rewelacyjnie. –
utrzymywała przy swojej racji.
-
Ten makijaż pasuje do ciebie, nie do mnie. Ja czuję się w nim jak klaun. –
zaoponowałam.
-
Jak zwykle przesadzasz. – kitowała mnie.
-
Nie przesadzam. Nie wyjdę w takiej tapecie. Nie czuję się w niej, albo mi ją
zmyjesz, albo nigdzie nie idę. – uparłam się przy swoim.
Przez
dłuższą chwili Cloe przyglądała mi się intensywnie. Odniosłam wrażenie, że nad
czymś myśli, po czym załamała ręce i odrzekła:
-
Niech ci będzie. Wiem, że nie rzucasz słów na wiatr i że jesteś strasznie
uparta. – delikatnie uśmiechnęła się w moją stronę – Odrobinę ciebie umaluje.
Kiedy
to powiedziała, tak też zrobiła. Zmyła poprzedni ekstrawagancki makijaż i
zastąpiła go delikatnym podkreśleniem rzęs czarnym tuszem, rysów twarzy
odpowiednim do mojej karnacji podkładem, policzków różem i ust bezbarwnym
błyszczykiem. Według mnie efekt był rewelacyjny, przynajmniej czułam się
dobrze.
-
Dziękuję. – wyszeptałam.
-
Nie ma za co. – po chwili zastanowienia oraz przyglądania się mojemu odbiciu w
lustrze, dodała – Jednak muszę ci przyznać rację. W tej wersji wyglądasz o
wiele lepiej. Zawsze tobie pasowała naturalności, ale nie zmienię również
zdania, że w poprzednim makijażu też wyglądasz oszałamiająco.
-
Nie wątpię, ale wolę tą naturalność, niż dzikość. Czuję się wtedy sobą. – cała
Cloe.
Nigdy
nie przyzna się do błędu. Zawsze będzie stać przy swoim, ale i tak ją
uwielbiam.
~~~*~~~
- Ale jestem podjarany tą imprezą! –
wrzask uradowanego Andersona na tylnym siedzeniu auta był nie doniesienie.
Po
wielkich prośbach i namowach moich wspaniałych, a zarazem debilnych kumpli,
zgodziłem się ich zabrać do klubu na imprezę vipów, którą organizował Benzema z
okazji zwycięstwa w mistrzostwach przyjaciółki Serreno. Prawda jest taka, że
idę na imprezę tylko wyłącznie dla tej pięknej oraz nieosiągalnej – do czasu –
kobiety, która bardzo, ale to bardzo mnie intrygowała. Jednak z rozmyśleń
wyrwało mnie pytanie Luisa do idioty z tyłu:
- A gdzie będzie czekać Carmen na
ciebie? – a no właśnie… Anderson spiknął się z atrakcyjną panią chirurg ze szpitala,
w którym opatrzono go po dramatycznym spotkaniu się z antycznym stolikiem
Karima.
- Moja bogini seksu powiedziała, że mam
poczekać na nią przed wejściem do klubu. Chłopacy wiecie jak ona jest drapieżna
w seksie. Mam nadzieję, że dzisiaj powtórzymy to co się stało w jej gabinecie w
szpitalu. Normalnie taki orgazm przeżyłem jak nigdy, a mój penis na jej widok
od razu dostaje szalonej erekcji… - nie dałem mu dokończyć.
- Kurwa! Anderson! Zachowaj dla
siebie te szczegóły, bo mnie one do cholery w ogóle nie interesują. – starałem
się być stanowczy i poważny w swojej wypowiedź, bo naprawdę mnie nie
interesowało jakie ekscesy łóżkowe przeżywa czarnoskóry.
- Wiesz, co ty naprawdę ostatnio się
zmieniłeś. Kiedyś o takich rzeczach z tobą można było pogadać, a teraz zgrywasz
jakiegoś porządnego oraz świętego faceta. – spojrzałem się w stronę Luisa.
- Nani na pewno nie jest jeszcze pod
wpływem tych delikatnych ziół? Bo gadasz takie bzdury, jakbyś cały czas był pod
ich wpływem.
- Nie. Nie jestem. – odrzekł – Ja
tylko stwierdzam fakty i na pewno Anderson zgodzi się z moim zdaniem. –
spojrzał się na tył auta – Co ty kurwa robisz?! – na to pytanie sam musiałem
spojrzeć w wsteczne lusterko, co znowu ten głupek wymyślił, aż z wrażenia
musiałem zatrzymać pojazd. Po czym odwróciłem się za siebie. Moim oczom ukazał
się obraz Andersona, który w lewej ręce trzymał telefon i patrzył w
wyświetlacz, a drugą dłonią robił sobie… dobrze.
- Debilu! Całą tapicerkę mi zafajdasz! Co ty
kurwa odpierdalasz?! Dawaj mi ten telefon. – wrzasnąłem w jego stronę, po czym
wyrwałem mu urządzenie i spojrzałem się na ekran, na którym widniało zdjęcie
pół nagiej pani doktor. No muszę przyznać, że było na co popatrzeć. Jednak
telefon został mi gwałtownie wyrwany z dłoni.
- Oddawaj ten telefon! Już prawie
byłem u celu doznania! – wrzeszczał Anderson.
- Mam w dupie twoje doznania.
Obydwaj zachowujecie się jak jakieś nie ogarnięte seksualnie zwierzęta. – debil
i ja wpatrzyliśmy się w niego osłupiali – Możemy wreszcie jechać i nie patrzcie
tak na mnie.
Szybko zmieniłem kierunek swojego
wzrok na przednią szybę auta, po czym odpaliłem ponownie silnik i ruszyłem z piskiem.
Resztę drogi do klubu przemilczeliśmy.
Wreszcie kiedy dotarliśmy na
miejsce, po uprzednim zaparkowaniu auta, pierwszy wysiadł Nani, który szybkim
krokiem ruszył do wejścia.
- Chyba na nas się obraził? –
odezwał się Anderson.
- Mnie się bardziej wydaje, że ten
proszek jeszcze ma wpływ na pracę jego mózgu. – uśmiechnąłem się.
- Może masz rację. – odpowiedział
wysiadając z mojego Audi A6, po czym dodał – Wiesz nawet bez tego zdjęcia sobie
poradziłem. – w tym momencie kiedy zobaczyłem co ten idiota pozostawił na
czarnym skórzanym siedzeniu z tył, zamknął za sobą drzwi.
Szybko wysiadłem z Audi i zacząłem
wrzeszczeć w jego stronę:
- Zliżesz to! – jednak nie zwrócił
najmniejszej uwagi w moją stronę, tylko udał się wraz, już z czekającą na niego,
Carmen do środka budynku.
~~~*~~~
- Czy czasami ta impreza nie miała się odbyć w twoim domu? – zapytałam się
naszego kierowcy, który właśnie zaparkował pod jakimś nocnym klubu o rozkosznej
nazwie: „Llévame” – w tłumaczeniu „Bierz mnie”.
Widziałam minę Benzemy we wstecznym lusterku. Nie wiedział co ma powiedzieć.
Jednak z pomocą mu przyszła muszkieter Cloe:
- W ostatnim momencie uzgodniliśmy, że najlepiej będzie jak imprezę
zorganizujemy w klubie…, - bezzwłocznie tłumaczyła dalej, kiedy zobaczyła wyraz
moje wściekłej miny - … ale nie martw się cała impreza jest zamknięta, tylko
wejść mogą zaproszone osoby.
- To i tak nie zmienia faktu, że mnie okłamaliście. Zgodziłam się tylko na tą
cholerną imprezę, pod jednym warunkiem, że odbędzie się ona w twoim domu. – tym
razem zwróciłam się do milczącego Francuza – Panie „wejdź we mnie”, dziękuję ci
za wspaniałe rozwiązanie. – nawet nie czekałam na ich reakcję. Bez jakiegoś
pierdolenia się wyszłam z auta, uprzednio trzaskając za sobą drzwiami. Może
zachowałam się chamsko, ale nienawidzę jak ktoś mnie oszukuje.
~~~*~~~
- Mówiłem ci, że masz powiedzieć jej
wcześniej. Teraz to ona mnie do końca znienawidzi. – zaczął lamentować, kiedy
siedzieliśmy jeszcze w aucie, po wybuchowym pokazie mojej „wspaniałej
przyjaciółki”.
- Uspokój się. Przejdzie jej. Lexi
ma czasami takie wybuchowe nastroje i ich nie kontroluje, ale nie jest wredną i
zimną suką. – jednak coś mi zaświtało w głowie – A powiedz co ty miałeś na
myśli, że teraz ciebie do końca znienawidzi? – po minie mojego faceta od razu
stwierdziłam, że coś ma naskrobane – Lepiej powiedz? – spojrzałam się na niego
grozie, kiedy nadal milczał.
- Zaprosiłem Ronaldo. – wyszeptał.
- Słucham? – teraz to przesadził –
Przecież prosiłam ciebie. Mówiłam ci ze sto razy, że Lexi go nie znosi, a po za
tym on nie jest dla niej. Jemu tylko chodzi o jedno, a moja przyjaciółka nie ma
siły psychicznej, aby się z nim użerać. Pamiętasz jak, przed wyjściem z
mieszkania od nas, ci opowiedziałam o pierwszym ich spotkaniu, o sytuacji w
szpitalu, centrum handlowym i parku. Wiesz jak trudno mi było wyciągnąć z niej
to co naprawdę czuję do Cristiano. Udało mi się to, dopiero podczas naszego
przygotowywania się do wyjścia. W tym momencie Lexi potrzebuje przede wszystkim
spokoju, a nie dorabiania się z napalonym na nią Portugalczykiem, który nie wie
co ma zrobić ze swoją męskością. – opadłam bez silnie głową na zagłówek fotela.
- Dopiero dzisiaj od niej wyciągnęłaś
co naprawdę czuję, a ja go już wcześniej miałem zaproszone. – rezolutnie
wytłumaczył mi, co mnie oświeciło.
- No to jesteśmy w czarnej dupie. –
oświadczyłam.
- I co teraz?
- Nic. Idziemy do klubu. Miejmy tylko
nadzieję, że Cristiano nie wymyśli czegoś idiotycznego i na maksa nie wkurzy
Lexi, bo znać jej ostatnie wybuchu…
- …może się skończyć źle. –
dokończył za mnie.
- Poprawka. Tragicznie. – musnęłam
go w usta, po czym razem wyszliśmy z auta i udaliśmy się w stronę wejścia do
klubu „Llévame”.
~~~*~~~
Pierwsze
co kiedy weszłam do tego cholernego budynku, po okazaniu zaproszenia, które
wcześniej dostałam od Cloe, ruszyłam w stronę baru. Musiałam coś wypić, chociaż
nienawidziłam alkoholu, ale po prostu ciągnęło mnie do niego. Pragnęłam ukoić
swoje nerwy, które we mnie aż gotowały się. Nawet byłam gotowa złamać moją
zasadę, że nigdy nie wezmę do ust alkoholu, przez który, w pomieszaniu ze swoją
głupotą, zrobiłam największy swój błąd w życiu, że cztery lata temu upiłam się
i wyszłam z tym facetem z klubu.
-
Oj nie! – powiedziałam sama do siebie.
Teraz
nie mam zamiaru rozpamiętywać tamte straszne dla mnie chwilę. Postanowiłam, że
dzisiejszy wieczór poświęcę dobrej zabawie, tylko ja i butelka szkockiej, bez
osób trzecich.
Podeszłam
bliżej zadowolona ze swojej decyzji do barmana:
-
Cała szkocka! – musiałam trochę podnieść głos z powodu głośnej muzyki w sali.
Facet,
który poddał mi całą butelkę pomarańczowego alkoholu łobuzersko i zachęcająco
uśmiechnął się w moją stronę. – Biedy
facio, myśli, że polecę na ten jego beznadziejny uśmiech. – pomyślałam.
Spojrzałam się na niego z arogancją i wyższością, jednocześnie gasząc jego
słodki uśmiech, po czym wzięłam moją zdobycz, którą chciałam i ruszyłam w
stronę stolika, gdzie siedziała cała „paczkolandia” na czele z Cloe i jej Panem
„Wejdź we mnie”, ale na chwilę przystanęłam. Zdałam sobie sprawę, że tam siedzi
razem z nimi ten przeklęty portugalski casanova i jego dwaj debilni kumple,
których spotkałam tamtej feralnej nocy pod cmentarzem. Jednocześnie zdałam
sobie sprawę, że nie mam najmniejsze ochoty patrzeć na nich, a zwłaszcza na
niego, kiedy jestem trzeźwa, dlatego wpadłam na wspaniały pomysł.
Przecisnęłam
się przez nie wielki tłum, po czym w ekspresowym i anonimowym trybie,
wparowałam do damskiej toalety z zamiarem, po prostu upicia się.
~~~*~~~
-
Szukałam jej wszędzie. – oznajmiłam wszystkim zebranym już gościom w klubie.
Nie mogłam nigdzie znaleźć Lexi. Już od jakieś
dwóch godzin poszukiwałam jej po całym klubie, a po niej ślad zaginął.
-
Może ja jej poszukam. – Ronaldo wstał i nawet nie czekał na moją zgodę, tylko
wyruszył na poszukiwanie naszej zguby.
-
A może poszła do toalety? – inteligencją zabłysnął Anderson.
Kurde!
Gdybym wiedziała, że ten debil będzie, nigdy bym nie przyszła na tą imprezę.
Nawet bym nie namawiała Lexi, żeby szła ze mną, tylko sama bym ją jeszcze od
tego odciągała. Tego faceta i Luisa – chociaż on jest bardziej normalniejszy –
poznałam razem z Gaby, siostrą Sary, już w Manchesterze. Tych dwóch chciało nas
poderwać na jednej z miejskich imprez, która skończyła się dla nich koszem oraz
bestialskim, bądź chamskim i brutalnym uniżeniem ich osobowości. Mianowicie
zostali publicznie przez nas wyśmiani. Dokładniej namówiliśmy ich, aby
rozebrali się w męskiej toalecie, a w zamian mieli przeżyć z nami poczwórny
seks, tylko nie wzięli pod uwagę tego, że my się zmyjemy, a oni wylecą na
golasa z toalety w centrum imprezy. Nigdy tego nie zapomnę. Nawet pisali w
manchesterskich gazetach, że dwie laski ośmieliły się zbrukać ego najbardziej
seksualnych ogierów w całym mieście. Chłopacy przez to mieli nie miłe
wspomnienia, jak cały Manchester się z nich śmiał, a nas wywyższono jako
przykład porządnych kobiet. Przez tydzień mieliśmy się z czego śmiać, bo ja i
Gabriela jako przyzwoite laski. – Ha ha ha
– mimowolnie na moich ustach pojawił się chytry uśmieszek. Jeszcze większy
pojawił mi się kiedy przypomniałam sobie jak razem z panną Carbonero
opowiadałyśmy, od razu przy przywitaniu i poznawaniu się, wszystkim zebranym o
tej sytuacji z przeszłości.
-
Gaby jest nie zastąpiona. –
pomyślałam i jeszcze szerzej się uśmiechnęłam.
-
Co tak ciebie bawi? – no nie sądziłam, że Nani zada mi to pytanie.
-
Wy. – wskazałam na niego i Andersona. Teraz to zaczęłam się śmiać na maksa.
-
Przestań się śmiać z mojego faceta! – napadła na mnie, już dobrze wstawiona, przyszła
blond pani doktor Anderson.
-
Bo co mi zrobisz? – starałam się zachować spokój.
-
Zaraz się przekonasz… - już chciała na mnie naskoczyć, kiedy stanął pomiędzy
nami Benzema.
-
Uspokójcie się. Myślę, że to nie jest teraz czas, ani miejsce na bójkę pięknych
pani.
-
Jej jaki ty jesteś uroczy… - ta pinda delikatnie przejechała palcami po
policzku mojego faceta. MOJEGO!
-
Zabieraj te łapy suko! – miałam zamiar skoczyć jej do gardła.
Jednak przeszkodził mi ukochany. Złapał mnie
za nadgarstek i wyciągnął dalej poza stolik.
-
Co ty odpierdalasz? – ze wściekłością Karim wysyczał w moja stronę, co było dla
mnie totalnym szokiem.
-
Wyrażaj się przy mnie. – starałam się zachować równowagę na nogach, ale szło mi
to z ogromny wysiłkiem.
-
Jak mam się wyrażać, kiedy widzę do jakiego stanu się doprowadziłaś. Jeszcze
natomiast złego nie możemy nigdzie znaleźć Lexi. Nie martwisz się o nią. Może
jej się coś stało. Powinnaś się przejmować przyjaciółką, a nie jakąś pustą
blondynką, która tylko mnie dotknęła.
-
No właśnie! Dotknęła! – powtórzyłam. Jednak słowa Karima dotyczące Lexi
zabrzmiały w mojej głowie – Musimy ją znaleźć. Chodzi ze mną do toalety. Ona
tam zawsze wchodziła, aby się ukryć jak byliśmy na jakiś imprezach, dlatego
przestałam z nią w ogóle chodzi na takie imprezy.
-
Nie byłaś tam?
-
Nie, lecz teraz po twoich słowach otrzymałam jasność myślenia.
-
Chyba jakiś cud. – wyszeptał.
-
Co powiedziałeś? – myślałam, że się przesłyszałam, ale nie dobrze słyszałam.
-
Nic, nic… Chodzi po Lexi. – zostawiłam to bez komentarza.
Po
czym ruszyliśmy w stronę damskiej toalety po drodze jeszcze spotkaliśmy
Cristiano, który uparł się jak osioł, że pójdzie z nami. W tym momencie jedno
zrozumiałam… może faktycznie Benzema ma rację … może Portugalczyk zadłużył się
w mojej przyjaciółce. Jednak już mi go szkoda, bo znać panną Lonwer to zakopie
mu takiego kosza, że będzie musiał zapuszczać długie korzenie, aby ją przekonać
do siebie.
~~~*~~~
Świat
mi wirował. Nie wiem ile czasu spędziłam przy tym kiblu. Ile wypiłam. Zgadując
po pustej turlające się po podłodze butelce. Jedną całą szkocką. Wzięłam puste
naczynie do góry w celu jej ponownego opróżnienia, ale nic z niej już nie
wyleciało.
-
Niech to szlag! – pomyślałam. Po czym
postanowiłam się podnieść, ale to nic nie dało. Moje nogi odmówiły
posłuszeństwa. Jednak coś we mnie pękło. -
Hm… Lexi Lonwer, Mistrzyni Kickboxingu nie może się podnieść, jak to możliwe?
– zadałam sama sobie pytanie. - Nie. Nie
jest to możliwe. – opowiedziałam sobie na nie z takim wielkim zapałem, że
nawet nie wiem kiedy i jak stałam już na nogach.
–
Ja się nigdy nie poddaje! – powiedziałam na głos.
-
Nie wątpię w to. – obejrzałam się w stronę wejściowych drzwi do łazienki.
Spojrzałam się na przyjaciółkę, w której
oczach dostrzegłam łzy.
-
Czego ty ryczysz?
-
Bo ciebie odnalazłam. Nie rób mi tego nigdy więcej. Wiesz co ja przeżywałam jak
ciebie szukałam po całym klubie? – zrobiło mi się głupio.
-
Przepraszam za wszystko. – chwiejnym krokiem podbiegłam do niej i przytuliłam
się.
-
Spoko, ale więcej nigdzie nie znikaj, bo kiedyś zawału dostanę przez ciebie. –
ponownie mnie przytuliła, po czym razem wyszłyśmy z toalety.
Na
zewnątrz czekał na nas Benzema, kiedy go zobaczyłam też mi się zrobiło głupio.
-
Przepraszam. – wyszeptałam.
-
Spoko. Wszystko gra. – spojrzałam się na niego.
Uśmiechnął
się do mnie szczerze. Wstydliwe odwzajemniłam uśmiech. Po czym dodał: - To
chodzicie do stolika. Czas zacząć się dobrze bawić. Ronaldo idziesz też? –
kiedy usłyszałam to imię cały świat dla mnie stanął w miejscu. Wciągnęłam
głęboko w płuca powietrze, od razu mój nos zarejestrował jego słodki zapach, a
uszy jego głos, który wydobył się przy samym organie:
-
Cieszę się, że nic ci nie jest. – po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie miałam
odwagi się odwrócić. Złapał mnie paraliż, wzmocniony alkoholem wydawał się nie
do opanowania. Nawet nie wiem kiedy Cristiano złapał mnie delikatnie za
nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Byliśmy zbyt, to znaczy za bardzo
niebezpiecznie blisko siebie. Jego usta jakby chciały to bez problemu by
dosięgły moich, czego… cholernie chciałam?! Sama przed sobą nie mogłam uwierzyć
w to, co przed chwilą przeszło mi przez głowę. – Naprawdę się bardzo cieszę, że
jesteś cała. – jego słodki wydech oplótł moje wydęte wargi. Myślałam, że za
chwilę padnę. Jednak z odsieczą mi przyszedł chłopak mojej przyjaciółki:
-
Idziecie?
-
Już. – zwrócił się do Francuza - Panie przodem… - a ja, jak to ja. Stałam jak
słup soli i wpatrywałam się w jego idealne rysy twarzy, ust, nosa i – co potem
bardzo pożałowałam – spojrzałam w jego hipnotyzujące czekoladowe źrenice. Coś
do mnie mówił, ale ja bardziej skupiłam się na jego ustach.
-
Oddałabym wszystko, aby je dotknąć.
-
Słucham? – uśmiechnął się łobuzersko – Co byś chciała dotknąć? – czy ja to
powiedziałam na głos.
Nie
możliwe! Odwróciłam się i machinalnie zakryłam usta dłońmi, jakbym coś chciała
ukryć. Po czym spojrzałam się jeszcze raz na Ronaldo, który nie ukrywał
zachwytu, ani pożądania, ani głupkowatego uśmiechu. Nie miałam nic na swoją
obronę. Automatycznie odwróciłam się do niego tyłem i szybkim – nie ukrywajmy pijackim
– tempem ruszyłam za Cloe oraz Karimem.
W
czasie doganiania ich jedno stwierdziłam: Po pierwsze „ Kurwa! Alkohol mi nie służy”, a po drugie moja przeszłość i
blizna na lewej stronie brzucha. Co ja się łudziłam, że taki facet jak
Cristiano może spojrzeć na mnie jak na normalną kobietę, a nie tylko jak na
przedmiot seksualny. Zejdź na ziemię!
– wrzasnęłam sama na siebie w środku. Moja przeszłości i blizna odepchnie
każdego faceta, który by się o tym dowiedział, dlatego lepiej w ogóle nie
angażować się w żaden związek.
~~~*~~~
Po całej sytuacji pod damską
łazienką miałem pewność, że Lexi ukrywa swoje uczucia w stosunku do mnie.
Wzbudzałem w niej pożądanie, a nawet namiętności. Widziałem w jej oczach, że ma
ochotę mnie pocałować, ale coś ją w tym blokowało. Ona się czegoś po prostu
bała. Jednym słowem coś ukrywała, jakaś tragedię, którą przeszła w życiu. Coś
się we mnie otworzyło. Chciałem się nią zaopiekować. Mieć ją przy sobie. Czuć
jej każdy dotyk. Czy ja się… Nie! To nie możliwe! A jeśli tak. Jeśli… trudno mi
było się do tego samemu przed sobą przyznać… czułem do niej coś więcej niż
pożądanie i namiętności, a jeżeli jest to najczystsze uczucie jakie mężczyzna
może podarować kobiecie.
Nie wiem. Jednak zagubienie ludzkie
jest gówniane.
Rewelacja :) Kurcze uwielbiam twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i opowiadanie :) mam nadzieje ze szybko dodasz nastepny :)
OdpowiedzUsuńO cholera, to jest świetne, genialne!! Kolejny znakomity rozdział, aż się ucieszyłam widząc, że jest, co poczytać :)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńZ ogromną radością informuje, że twój blog został wybrany do głosowania na bloga miesiąca: Lipiec! Głosowanie trwa do
30.06.2015 r., serdecznie gratulujemy i zapraszamy do oddania głosu!
http://nasz-spis-opowiadan.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Olivia Winslow
Kocham too! *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysl na opowiadanie. Uwielbiam kiedy dziewczyna jest silna fizycznie jak i życiowo. Zapowiada sie genialnie. Mam nadzieje, że się nie poddasz i będziesz dalej robić superową robotę.
Kiedy będzie następny? Nie mogę się juz doczekać! xoxo
Hej:) Zawitałam na twoim blogu całkiem przypadkiem ale jestem z tego bardzo zadowolona ponieważ trafiłam na opowiadanie o Cristiano Ronaldo a te wręcz uwielbiam :D Przeczytałam wszystkie 13 odcinków wraz z prologiem i jestem zachwycona tym co przeczytałam :D
OdpowiedzUsuńLexi to istota bardzo pokrzywdzona przez los silna i twarda widać że się nie poddaję i chcę podołać przeciwnością losu mam nadzieję że Cristiano będzie osobą która jej w tym pomorze :)
W takim razie czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział który mam nadzieję bedzie wkrótce :)
Ps. Jeżeli masz ochotę to zapraszam do siebie http://takeabreath.blog.onet.pl jest tam opowiadanie również z Cristiano Ronaldo w roli głównej. Proszę o info o nowościach :D
Pozdrawiam. Safira
Jeju...super! Uwielbiam opowiadania o CR7... :D sama też zaczynam pisać:
OdpowiedzUsuńhttp://cr7ipamrf-opowiadanie.blogspot.com