sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 11




- Miło ciebie widzieć. – wyszeptał. Poczułam jego gorący oddech na moich ustach i policzkach, aż na całym ciele odczułam dreszcze. Dlaczego ona tak na mnie działa? Dlaczego przy nim nie czułam się pewnie? Jednocześnie przy tych wątpliwościach pojawiały się te nowe uczucia. Kiedy do mnie mówił odczuwałam nadzieję na lepsze życie przy nim. Kiedy mnie dotykał czułam brakującą mi bliskość. Kiedy spojrzałam w jego czekoladowe iskrzące źrenice czułam, że odpływam, nic się wtedy nie liczyło. Byłam tylko ja i on. Co się ze mną dzieje? – pomyślałam. 

Teraz w tym momencie na pewno stałam przed nim z otwartą buzią, bowiem na twarzy Ronalda zaistniał wielki triumfalny i pewny siebie uśmiech. W tym momencie dodarła do mnie oczywista sprawa. Jemu o to właśnie chodziło, aby mnie onieśmielić i zawstydzić. Ty cwaniaczku. – przeszło mi to przez myśli.

- Jak się czujesz? – to pytanie wyrwało mnie z nostalgii o jego osobie. 

- Dziękuję. Dobrze. – odpowiedziała grzecznie. Następnie dodałam – Teraz przepraszam ciebie,… - odsunęłam się od niego. Nie chciałam być ta blisko niego. - …ale chcę podejść do kasy. – już chciałam iść z myślą pozbycia się go. Jednak pomyliłam się.   

- Wspaniale się składa, bo ja też właśnie szedłem zapłacić. Podejdziemy razem. – szelmowsko się uśmiechnął. Miałam ogromną ochotę zdrapać mu tego banana z twarzy. Naprawdę zaczynał mnie porządnie wnerwiać, a jednocześnie pociągać. Niech to szlag! Jestem totalnie beznadziejna w relacjach damsko – męskich. Rozum podpowiada mi coś innego, a ciało i serce praktykuje w innej branży. Ogromny zamęt jest w mojej osobie.

            Jednak postanowiłam trzymać się, według mnie, bezpiecznej strategii. Ignorowania go. Chociaż stawało się to coraz bardziej trudne, lecz nie miałam zamiaru poddawać się jego urokowi osobistemu, który zapewne działał bez zarzutu na inne kobiety. 

            Na jego wypowiedź nic nie odpowiedziałam, tylko wzruszyłam od niechcenia ramionami i ruszyłam w stronę kasy. Kiedy tam wreszcie dotarłam. Już chciałam oddać ekspedientce mój zakup, aby rozpoczęła etap liczenia winnych przeze mnie kosztów. W tym samym momencie doszedł do nas portugalski gwiazdor z wielkim szelmowskim uśmiechem w stronę kasjerki, która zamiast obsłużyć mnie najpierw to zajęła się wyglancowanym piłkarzem. 

- Dzień dobry Panie Aveiro. – zaćwierkotała przemiele w jego stronę – Tak jak zawsze koszty wpisać na stały rachunek klienta?

- Oczywiście. Jednak proszę również wpisać zakup tej Pani na mój koszt. – kiedy to kasjerka usłyszała miałam nie przeniknione wrażenie emanowanej przez nią nienawiści. Ale zaraz?! Cristiano chciał zapłacić za moje zakupy. W ostatniej chwili spostrzegłam, że kobieta zaczęła wliczać kombinezon w koszty Portugalczyka. 

- Proszę tego nie wliczać na Pana koszt. – odrzekłam – Sama pokryje sumę do zapłacenia. Proszę. – jednocześnie podałam jej moja kartę bankową. Kobieta bez żadnych sprzeciwów użyła jej, po czym ja chciałam wcisnąć pin i zielony guzik. Jednak moja ręką została powstrzymana przez rozpaloną dłoni stojącego obok mnie napastnika. 

- Pozwól mi zapłacić to nie jest dla mnie żaden problem. – spojrzałam w te jego śliczne, hipnotyzujące, czekoladowe źrenice i odrzekłam:

- Nie chcę i nie mam zamiaru mieć u ciebie jakiegoś długu.

- Dług? Kto tu mówi o długu to ma być prezent. – dalej próbował ty swoich sztuczek. 

- Nie. Muszę odmówić. – chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz nie zdążył, bo miałam już wpisany pin i wciśnięty guzik.

- Dziękujemy za zakupu w naszym sklepie. Zapraszamy ponownie. – po dokonanej wpłacie kasjerka wypowiedziała swoją zawodową formułkę i oddała kreację zapakowana w firmową torebkę „Gucciego”. 

            Nie zwracając już uwagi na zszokowanego Cristiano ruszyłam w stronę Cloe, która właśnie była zabawiana przez Benzema.

- Jesteś wspaniała… - co to miłość robi z człowiekiem. 

- Przepraszam, że wam przeszkadzam gołąbeczki. – odrzekłam. Kiedy usłyszeli mój głos jak na zawołanie ody woje odwrócili się w moją stronę. 

- Cześć Lexi. Co tam u ciebie słychać? – przywitał się przyjaźnie Karim.

- Witaj. Wszystko jest ok. Miło mi ciebie widzieć. – zwróciłam się do niego. Naprawdę polubiłam tego faceta i cieszyłam się, że był w związku z moją przyjaciółką. Przez niego ona była cały czas w skowronkach co mnie bardzo cieszyło. 

- Mnie również miło ciebie widzieć. – odpowiedział. Uśmiechnęłam serdecznie w jego stronę, po czym zwróciłam wzrok na Cloe.

- Mam do ciebie prośbę.- zaczęłam. 

- Słucham? – ocknęła się od zafascynowanego wzroku na Benzema. 

- Możesz zabrać ze sobą moje zakupy do mieszkania? Ja muszę się przebiegnąć. Potrzebuje tego bardzo.

- Wiesz doskonale, że nie możesz się przemęczać. Wiesz co powiedział lekarz, że…- nie dałam jej skończyć.

- Cloe! – zawyłam – Błagam ciebie. Spełnij moją prośbę. – przyjaciółka przyglądała mi się uważnie i chyba zrozumiała moją aluzję. Doskonale wiedziała, że chcę uniknąć rozmowy z Ronaldo. Nagle jej spojrzenie wylądowało za moim prawym ramieniem. Podążyłam swoim wzrokiem w to miejsce i spotkałam na swojej drodze czekoladowe tęczówki. Aveiro stał za mną w prawej dłoni trzymał czarną zakupową torebką z logiem „Gucciego” i przenikliwie mi się przyglądał. Nienawidziłam takiego typu spojrzenia, które potrafiło przeniknąć w głąb człowieka. Jednocześnie domyślałam się, że Cristiano słyszał moją całą rozmowę z przyjaciółką, ponieważ jego usta bardzo były zwężone, co oznaczało jak mniemam, że jest zdenerwowany. Bardzo zdenerwowany.

            Jednak najmniej mnie to obchodziło. Dla mnie najważniejsze było, aby się ulotnić i nie zamienić z nim więcej ani jednego słowa. Nie potrzebne było to dla mnie, ponieważ czułam tylko ogromny przypływ stresu oraz nie pohamowanego pragnienia przytulenia się do niego. Zwariowałam! – pomyślałam. Jak mogłam o czymś takim myśleć. Dlaczego ten mężczyzna mnie tak do siebie przyciągał? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi.

            Ponownie zwróciłam się do przyjaciółki:

- Nic mi się nie stanie. Proszę ciebie weś moje zakupy. Spotkamy się w mieszkaniu. – bez żadnych ceregiel oddałam w jej ręce torbę z zakupami, nie dając jej przy tym dojść do słowa i ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia z centrum handlowego. Nawet nie odwróciłam się w stronę Cloe, Karim i Ronaldo. Musiałam się jak najszybciej wydostać z budynku. Potrzebowałam odetchnąć i poczuć wolności. Kiedy wreszcie udało mi się wyjść na chodnik dzielący się z przybocznym parkingiem to moich uszów doszedł dość poważny i stanowczy ton głosu, od którego tak bardzo chciałam ucieknąć. 

- Dlaczego przede mną uciekasz? – zadrżałam. Jednak miałam nadzieję, że tego nie zauważył. Wzięłam ponownie głęboki oddech, postarałam się na twarzy przybrać obojętny wyraz i odwróciłam się w jego stronę. W pierwszym momencie zabrakło mi tchu, a w drugim momencie moje nogi prawie by odmówiły mi posłuszeństwa. Niech do szlag! – pomyślałam. Jak to możliwe, abym tak reagowała na obojętnie nieznanego dla  mnie faceta. Jednocześnie jak to jest możliwe, aby wzbudzał we mnie uśpione poczucie pożądanie, namiętności oraz nadziei. Jestem kompletną mieszanką niezgodności. 

- Masz odwagę odpowiedzieć na moje pytanie. – dzięki temu stwierdzeniu powróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam się w jego iskrzące, nie znanym dla mnie uczuciem, i czekoladowe tęczówki, które po nocach mi się śnią, nabrałam powietrza do płuc, jednocześnie nabierając małą cząstkę odwagi, która jeszcze we mnie pozostała. 

- Mam odwagę odpowiedzieć. – spojrzał się na mnie uważnie. 

- Więc słucham? – zrobił krok w moją stronę. Jedno wiedziałam w tym momencie muszę włączyć mój system obronny. 

- Po pierwsze nie uciekam przed tobą, a po drugie nie chcę się z tobą zadawać i marzę, aby ciebie omijać. – wiem postąpiłam źle i chamsko, ale musiałam tak uczynić. Natomiast Ronaldo wziął głęboki wdech i wydech, aż musiałam zwrócić uwagę na muskularną klatkę piersiową, która ukryta była pod dopasowanym białym t-shirtem.

- Aż tak mnie nie znosisz. Nawet nie pozwolisz na to, abyśmy się poznali? – nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Nie pasowało to do niego. Nie był to czarujący i uwodzicielski Cristiano Ronaldo z kolorowych plotkarskich czasopism, które czytałam. Teraz przede mną stał mężczyzna, który właśnie otrzymał kosza od kobiety. Przez co jednak starł się dalej znaleźć jakiś mały punkt zahaczenia, aby kontynuować rozmowę. 
 
Jednak miałam wrażenie, że jest to gra, ponieważ nie mógł się pogodzić z tym, że odrzuciłam jego podchody. Nie chciałam i nie miałam zamiaru z nim wiele dyskutować. Najlepiej zachować odpowiedni dystans do takiego typu faceta.

- Nie mam ochoty ciebie poznawać. – tą odpowiedzią zbiłam go z tropu. Jego nie nagany uśmiech ustąpił miejsca wyraźnemu grymasowi szoku. Jednak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ja nie dałam dojść mu do słowa. – Miłego dnia ci życzę. – po czym zostawiłam go i biegiem ruszyłam przed siebie…    



C.D.N.     

Proszę o komentarze. ;)

1 komentarz: