Bardzo martwię się o Lexi. Wiem od Cloe, że niezbyt
dobrze się czuje. Fizycznie jest w dobrym stanie. Jednak psychiczne i duchowe
podłoże jej osoby jest w opłakanym stanie. Bynajmniej jej przyjaciółka mi powie
prawdę, bo kiedy dzwoniłem do L.L. zawsze mydliła mi oczy. Odpowiadając:
"Wszystko jest ok", tylko zawsze po intonacji jej wypowiedź
stwierdzałem, że jest znowu w traumie. Chciałbym bardzo pomóc dziewczynie. Nie
mogę patrzeć jak cierpi. Nie wybaczę sobie nigdy tego jakiego wychowałem
bezdusznego drania, który nie ma żadnego szacunku do kobiet. Mowa o moim synu.
Gdybym tamtego wieczora nie wydusił z niego gdzie był i co robił to bym jej nie
uratował. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Jednocześnie mam żal do siebie, że nie złożyłem
doniesienia na Toma. Gdyby posiedział parę lat w więzieniu może by nabrał
rozumu. Jednak teraz jest za późno i nie ma sensu. Jednocześnie Lexi nie
chciała składać oskarżenia. Ona nawet nie wie, że Tom jest moim synem.
Równocześnie mam nadzieję, że nigdy nie dowie się o tym. Znienawidziła by mnie
za to, że zataiłem przed nią tą sprawę, a ja tylko chcę ją chronić. Z tego co
wiem to mój syn zmienił nawet nazwisko ze strachu przed konsekwencjami swojego
czynu. Tom Wer. Teraz to znana osobowości w świecie mody. Bardzo wpływowy
człowiek. Z gazet i różnych kolorowych czasopism dowiedziałem się, że każdego
zawodowego wroga, którego spotka na swojej drodze potrafi w kilka minut
zniszczyć mu życie prywatne i karierę zawodową. Zrobi wszystko, aby on dostał
upragniony kontrakt i był na szczycie chwały. Nie spodziewałem się, że mój
rodzony syn stanie się wyrachowanym oraz bez ludzkim mężczyzną. Z prasy wiem,
że zaaklimatyzował się w Paryżu. Jak również dowiedziałem się, że związał się z
byłą partnerką Ronalda. Mam ogromną nadzieję, że już więcej nie pojawi się w
moim życiu, jak również w życiu Lexi.
~~~*~~~
-
Pogięło ciebie. - wyszeptałam do Cloe, z którą właśnie byłam w jednym z
ekskluzywnych sklepów odzieżowych na znienawidzonych, przed imprezowych
zakupach w największym madryckim centrum handlowym. Nie wyobrażacie sobie jak
bardzo żałuję, że mam taki długi język. Ta szalona blondynka ciąga mnie po
całym centrum w poszukiwaniu dla mnie odpowiedniej kreacji na dzisiejszy
wieczór. Już którąś z kolej sukienkę przymierzam i za każdym razem Cloe
stwierdza, że nie pasuje do mnie.
-
Ta jest zbyt słodka. Ubierz tą. - podała mi kolejną sukienkę na wieszaku. Nawet
nie zwróciła uwagi na mój docinek.
-
Dosyć tego. - zarządziłam. Następnie oddałam jej wieszak z zawartością. Potem
zamknęłam drzwi od przymierzalni. Przebrałam się w swoje rzeczy. Miałam na
sobie białą bokserkę, czarne legginsy, trampki i sięgającą do ud zapinaną siwą
bluzę z kapturem.
Potem
wyszłam z wielkim impetem z przymierzalni. Nie zwracając uwagi na totalnie
zaskoczoną towarzyszkę.
-
Lexi!!! - krzyczała w moją stronę, aż wszyscy ludzie zebrani w sklepie
spojrzeli na nas. Nic mnie to już nie obchodziło.
-
L.L. nie wygłupiaj się. - to zdanie mojej przyjaciółki było kulminacyjne.
-
Ja wygłupiam się? Ja? - spojrzałam na nią podejrzliwie. Ona już coś chciała mi
odpowiedzieć. Jednak byłam szybsza. - Lepiej nic nie mów. To po pierwsze. A po
drugie mam dosyć takich zakupów. Cały czas ci się nic nie podoba. Żadna z
przymierzanych sukienek nie jest odpowiednia dla mnie.
-
No przecież tak jest. Chyba nie chcesz iść jak dresiara? - odzyskała mowę.
-
Jakbyś nie zauważyła zawsze jestem ubrana w styl dresiarskich. – zaoponowałam,
po czym dodałam - Wolę dres niż te wszystkie ciasne i eleganckie sukienki. To
nie jest mój styl. Nie możesz tego zrozumieć. Nie lubię, wręcz nienawidzę
takich rzeczy. - odrzekłam już troszkę spokojniej. Jednak jeszcze czułam w
sobie odrobinę gniewu.
-
Ale ja chcę jak najlepiej dla ciebie. - wyszeptała z wyraźnym załamaniem.
-
Wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Jednak bierz pod uwagę moje potrzeby. -
westchnęłam. Trochę
przesadziłam – pomyślałam. Ta dziewczyna chcę tylko dla mnie jak najlepiej,
a ja znowu wracam do tego samego punktu wyjścia. Chociaż obiecałam sobie, że
poprawię się. Jestem bardzo wdzięczna Cloe za tą cierpliwość do mnie.
Spojrzałam na jej smutną minę. Zrobiło mi się wstyd, że tak ją potraktowałam.
Dlatego wpadłam na wspaniały pomysł. - Umówmy się tak. Pozwolisz mi samej
wybrać i kupić strój, w którym pójdę na imprezę do domu Benzema. - uśmiechnęłam
się do niej szeroko.
Serreno popatrzyła na mnie podejrzliwie. Doskonale znałam
ten wzrok. Zawsze tak na mnie patrzyła jak chciała dostrzec we mnie cechę
kombinowania. Jednak w tym momencie mówiłam szczerze. Prawdą jest, iż nie mam
największej ochoty iść na tą imprezę. Nie jest to mój świat. W takim otoczeniu
doświadczyłam i popełniłam największy błąd życia. Jednak musiałam się pozbierać
dla Cloe. Szłam tam dla niej.
-
W porządku. Ale ja ci wybieram sklep, gdzie kupisz kreację oraz szpilki. –
pewnie w moim wzroku dostrzegła niepewność co do obuwia – Nie martw się. W
szpilkach chodzi się jak w trampkach. – w jej oczach zauważyłam małe
chochlikowe iskierki. Wiedziałam jedno, że znowu się w coś wpakowałam.
-
Niech ci będzie. – odrzekłam.
-
Wspaniale. – zapiszczała – W taki razie idziemy do „Gucciego”!
-
Co? Oszalałaś! Wiesz ile tam kosztują ubrania. – zaskoczyła mnie tym pomysłem.
-
Wiem ile tam kosztują, a ciebie na nie stać. Musisz wyglądać odjazdowo. Tak jak
ja będę w tej seksownej kiece. – wskazała na torbę ze swoimi zakupami. Cloe
miała zawsze szczęście do zakupów. Tylko kiedy ja z nią wybierałam się na
zakupy to zawsze mnie męczyła w zabawę stylizowania.
-
Mam trochę więcej pieniędzy, ale to nie znaczy, że muszę kupować ubrania za
ponad dwa tysiące euro. – odpowiedziałam.
-
Oj tam. Raz się żyję. Po za tym jesteśmy związane umową, także nie możesz się
wycofać. Idziemy. – zakomunikowała mi. Po czym ruszyła w stronę wyjścia. Nie
miałam nic w tym momencie do powiedzenia. Kiedy Cloe się uprze nie ma żadnej
siły, żeby zmieniła zdanie. Jednak nie uśmiechało mi się kupować, aż takiej
drogiej rzeczy, w której raz wyjdę na tą nie chcianą imprezę. Zgodziłam się na
nią tylko dlatego, aby nie było przykro Cloe i jednocześnie żeby spotkała się
ze swoimi znajomymi. Widziałam jak nudziła się w mieszkaniu. Jest ona
rozrywkową dziewczyną. Pełną szalonych pomysłów. Akurat ona jest w tym nie
zastąpiona.
I właśnie w taki o to sposób byłam zmuszona pójść z nią do „Gucciego” i
kupić sobie kreację, która zapewne będzie kosztować miesięczne wynagrodzenie
przeciętnego mieszkańca Madrytu.
~~~*~~~
-
Musisz mi pomóc zbliżyć się do niej. - molestowałem z pewną nurtującą mnie
sprawą Benzema. Akurat znajdowaliśmy się w centrum handlowym w sklepie „Gucci”.
Chcieliśmy sobie kupić odpowiednie stroje na dzisiejszą imprezę u Francuza.
-
Nie ma takiej opcji. Ja ci i tak dużo pomogłem. Zaprosiłem ciebie na imprezę,
na której ona ma być. Odpicowałem ci grunt, który teraz sam musisz
zagospodarować. Sam musisz znaleźć sposób, aby ci Lexi pozwoliła zbliżyć do
siebie. - wyrecytował ten monolog jakby uczył się go na pamięć.
-
Ale z ciebie kumpel.
-
Sorry. I tak ci dużo pomogłem. Po za tym nie chcę mieć u niej przerąbane, bo
wtedy będę mieć przejebane u Cloe, a wiesz, że mi na niej zależy. Jak również
zdajesz sobie sprawę, że są one przyjaciółkami. Prawie jak siostry. Kiedy Cloe
by się dowiedziała, że maczałem w tym palce nastąpił by koniec. - odrzekł.
-
Ale skąd by się dowiedziała, że mi pomogłeś? Ja chcę tylko ją bliżej poznać. -
wyjaśniłem.
-
Bądźmy ze sobą szczerzy. - przystanął przy punkcie sklepowym z męskimi
t-shirtami - U ciebie poznanie kobiety bliżej stacza się tylko do jednego.
Seksu. A Lexi nie należy do tego typu kobiet. Więc podsumowując kiedy skrzywdzisz
ją Cloe będzie wściekła na ciebie, a kiedy by się jeszcze dowiedziała, że ci
pomagałem. Jednocześnie odbije się to na naszym związku. Nie chcę jej stracić,
dlatego muszę odmówić. - był nie ugięty.
-
Niech ci będzie. - skapitulowałem - Ale z jedną sprawą się nie zgadzam. Prawdą
jest, że Lexi pociąga mnie seksualnie, lecz nie chodzi tylko o fizyczne
zbliżenie. Chcę ją poznać. Poznać jej wady, zalety, upodobania, charakter,
zainteresowania. Wszystko związane z nią. - Karim spojrzał się na mnie z
szokiem.
-
Ale ciebie wzięło. Naprawdę widzę, że zależy ci na niej. Zakochałeś się w niej?
- tym pytaniem zbił mnie z tropu.
-
Nie. Nie zakochałem się w niej. Chcę tylko ją poznać. Zaprzyjaźnić się. Nie
mówię tu o miłości. - poprawiłem go.
-
Dobra. Dobra. Mów zdrów. Ja wiem swoje. Miłość od pierwszego wejrzenia
istnieje. Przykład ty i ja.
-
Mów o sobie. Ja chcę tylko ją poznać i zaprzyjaźnić się. - z jednej strony
przystawałem przy swoim. Chociaż z drugiej strony słowa Francuza przekładały
się w dużej mierze na rzeczywisty konspekt sprawy.
-
Jak uważasz. - pewnie uśmiechnął się pod nosem.
-
To jak pomożesz mi? Czy mam sobie sam radzić? - już powoli traciłem
cierpliwości - Bądź wspaniałomyślny.
-
Czemu ty jesteś taki uparty? Przecież raz ją tylko widziałeś w szpitalu. Co
właśnie w waszej reakcji jest coś dziwnego?
-
Nie rozumiem. - udałem idiotę.
-
Ronaldo! - skarcił mnie ostro - Nie udawaj idioty! Chodzi o wasze
"przyjacielskie" przytulanie w szpitalu. Musiałeś poznać wcześniej
Lexi. Na pewno nie poznałeś jej pierwszy raz w szpitalu. - przejrzał
mnie. A chciałem zachować dla siebie te wydarzenia.
-
Ok. Przyznaję. Poznałem wcześniej Lexi Lonwer. Spotkaliśmy się nad ranem. W ten
sam dzień kiedy znalazła się w szpitalu. Sądzę, że znalazła się w nim przez
mnie, ponieważ prawie wpadła mi pod koła. – spojrzałem się na kumpla. W jego
wzroku dostrzegłem szok i nie zrozumienie. Dlatego postanowiłem opowiedzieć mu
całą historię pierwszego spotkania z mistrzynią świata.
~~~*~~~
-
To mi się podoba. – odrzekłam stanowczo w stronę mojej przyjaciółki, która
przypominam obiecała mi nie wtrącać się w mój wybór stroju. Jednak nie dotrzymała
obietnicy. Właśnie znajdujemy się w przymierzalni sklepu „Gucciego” i wykłócamy
się o to, która z przymierzonych przeze mnie kreacji będzie
najodpowiedniejsza.
-
Ja jednak uważam, że ta rozkloszowana sukienka, o delikatnym różu z czarnymi
dodatkami jest dla ciebie najodpowiedniejsza. Wyglądałaś w niej tak subtelnie,
tak delikatnie. Nikt by nie powiedział, że jesteś mistrzynią świata w
kickboxingu oraz potrafisz każdemu facetowi obić wyglancowany tyłek. –
odpowiedziała zadziornie w moją stronę.
-
Do twojej wiadomości jeszcze żadnemu facetowi nie obiłam wyglancowanego tyłka.
– odwróciłam się od lustra w jej stronę. Akurat miałam ubrany czarny
kombinezon, który naprawdę mi się podobała. Co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ
ja nigdy nie ubierałam takich rzeczy. Dla mnie przede wszystkim zawsze liczył
się luźne ubrania, czyli sportowo i wygodnie. Nigdy nie zwracałam uwagi na mój
wygląd. Eleganckie i kobiece stroje do nie mój świat. Jednak ten kruczoczarny
kombinezon miał coś w sobie, że musiałam go mieć w swojej garderobie. Był on
zarazem elegancki i sportowy. – Jednak powracając do wyboru stroju na
dzisiejszą imprezę… - powróciłam do głównego tematu naszej rozmowy - …to nie
wybieram sukienki, tylko ten kombinezon. – wskazałam na założoną kreację, która
była wiązana na szyi oraz odkrywała moje ramiona i od połowy uda. Chociaż
czułam się w pewnym sensie rozebrana to jednak wolałam ten strój niż wybraną
przez Cloe sukienkę. Teraz tylko czekałam na reakcję mojej przyjaciółki. Byłam
przygotowana na jej wybuch niezadowolenia. Jednak Cloe zrobiła coś odmiennego,
bowiem zaczęła mi się przyglądać od góry do dołu oraz z lewego i prawego boku.
Następnie przystanęła przede mną i z wielkim uśmiechem na ustach stwierdziła:
-
Masz rację. Ten kombinezon pasuje ci. Wyglądasz w nim zajebiście!
-
Eee… - zaskoczyła mnie – Naprawdę podoba ci się?
-
Oczywiście. Wyglądasz całkiem inaczej w tym czarnym eleganckim kombinezonie,
niż w tych swoich dresach. Chociaż wolałabym, żebyś wzięła tą sukienkę. –
wskazała na ubranie na wieszaku – Jednak uszanuję twój wybór. W tej kreacji
wyglądasz wreszcie kobieco. Jeszcze delikatny makijaż i na pewno na tej
imprezie zawładniesz sercami mężczyzn, a zwłaszcza jednym. – uśmiechnęła się
zarazem przebiegle i promiennie. Mi tylko udało się głośno przełknąć ślinę.
Zawsze ten uśmiech panny Serreno sprawiał, że czułam się niezbyt bezpiecznie i
pewna siebie. Jedno wiedziałam, że ona coś kombinuje.
-
Nie wiem o czym mówisz. – udałam idiotkę, bo co mi pozostało. Wiedziałam, że
Cloe za chwilę zada pytanie, na które nie chciałam jej odpowiadać.
-
Doskonale wiesz o czym mówię. – podeszła do mnie bliżej jednocześnie krzyżując
ręce – Co ciebie łączy z Ronaldem? – jednak zadała niechciane pytanie. Jej
wzrok świdrował mnie. Czułam się jak na przesłuchaniu. Nie wiem dlaczego, ale
Serreno posiadała dar dokładnego przejrzenia człowieka na wylot.
-
Nic mnie z nim nie łączy. – starałam się uniknąć odpowiedzi.
-
Lonwer! – już mi się nie podobał ten ton głosu – Nie rób ze mnie idiotki! Wiem
doskonale, że poznałaś Crisa wcześniej niż w szpitalu. Po za tym to przytulanie
zdradziło was. - przejrzała mnie. Westchnęłam. Nie mogłam jej dłużej oszukiwać.
-
Tak. Poznałam go już wcześniej. – opowiedziałam jej całe nasze spotkanie pod
cmentarzem. Wspomniałam o tym, że prawie bym została przez niego potrącona.
Kiedy to przyjaciółka usłyszała rzuciła paroma niecenzuralnymi słowami o osobie
Aveiro. Jednak zmieniła zdanie kiedy wytłumaczyłam jej, że to było z mojej
winny, ponieważ to ja przecież przebiegłam na czerwonym świetle. Wtedy mnie się
oberwało od niej. Opowiedziałam jej również o tym, że Ronaldo i jego kumple
myśli, iż jestem facetem. Ze szczegółami opisałam ich miny kiedy zorientowali
się, że jestem dziewczyną. Myślałam, że Cloe pęknie ze śmiechu. Na końcu
wspomniałam o sytuacji z Andersonem, który nie potrafił trzymać swoich łap przy
sobie. - … . Tak właśnie wyglądało nasze pierwsze spotkanie.
-
Nie wierzę! W Madrycie jest Anderson?! Jak jest ten debil to, i jest Nani! –
zaczęła wrzeszczeć na całe pomieszczenie przymierzalni, aż złapałam się za
aparaty słuchowe.
-
Czego ty tak wrzeszczysz?! – również podniosłam głos.
-
Sorry. – już mówiła spokojnie – Ale pamiętasz jak ci kiedyś wspominałam o tych
dwóch debilach z Manchesteru, którzy zaproponowali mnie i Gaby czworokąt.
-
Jakbym mogła zapomnieć. Tak to przeżywałaś, że nie można o tym zapomnieć. –
odrzekałam.
-
No właśnie. – pokiwała głową – Jednak mniejsza z nimi. Bardziej mnie interesuje
sprawa twoja i Portugalczyka. – poruszyła w dziwny sposób brwiami.
-
To znaczy?
-
Co ciebie z nim łączy? – zapytała się.
-
Powtórzę ci po raz kolejny. Nic mnie z nim nie łączy. Mówię ci prawdę.
Spotkałam go pierwszy raz pod cmentarzem, a potem w szpitalu. Tylko tyle.
– zadeklarowałam.
-
Dobrze. Ale jak wytłumaczysz mi sytuację w szpitalu? – dlaczego ona jest taka
uparta.
-
Nie wiem co mną wtedy kierowało. Nie wiem dlaczego go przytuliłam. Nie potrafię
odpowiedzieć na twoje pytanie. – w pewnym sensie powiedziałam jej jedną część
prawdy. Jednak drugą postanowiłam zachować dla siebie. Nie potrafiłam jej
opowiedzieć o moich snach związanych z matką, ani o tym, że Ronaldo obudził we
mnie ponowne szybsze bicie serca, bowiem sama przed sobą do tego nie chciałam i
nie potrafiłam się jeszcze przyznać. Przyciągała mnie do niego jakaś
niezrozumiała dla mnie magnetyczna moc. Przez nią czułam niebezpieczeństwo,
niepewność i zachwianie. Bliskość tego mężczyzny wzbudzała we mnie nie zrozumiałe
dla mnie uczucia. Dlatego wolałam zachować to dla siebie.
Cloe spojrzała się na mnie, po czym na jej ustach zagościł radosny i ciepły
uśmiech.
-
Ok. Zostawmy już tą sprawę. – zdziwiłam się, że tak szybko zrezygnowała z
przesłuchania. Jednak wiedziałam na sto procent, że w najbliższym czasie ten
temat powróci, bowiem Cloe nigdy nie zostawia nie załatwionych spraw.
-
Dzięki. – uśmiechnęłam się do niej. Starałam się nie pokazywać po sobie mojej
niepewności i chyba mi się udało.
-
To co? Bierzesz ten kombinezon?
-
Tak. Czuję się w nim … dobrze. – odrzekłam.
-
To w takim razie przebieraj się i idziemy do kasy. – wepchnęła mnie do kabiny
przymierzalni jednocześnie zasłaniając srebrną kotarę.
Przebrana w swoje ubrania wyszłam z pomieszczeń przymierzalni na sklep.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mojej przyjaciółki. Wreszcie ją
odnalazłam. Stała w męskim dziale i z kimś się obściskiwała. Wytężyłam wzrok.
Był to Benzema. Ciekawe co on tutaj robił? Może też był na zakupach.
Postanowiłam do nich podejść. Jednak nie było mi to dane, ponieważ uderzyłam w
coś twardego. Dokładniej była to klatka piersiowa jakiegoś mężczyzny.
-
Bardzo przepraszam. – delikatnie odrzekłam.
-
Nic nie szkodzi. – kiedy usłyszałam ten baryton. Skądś go znałam. Gdzieś go
słyszałam. Od razu mój wzrok powędrował na twarz właściciela głosu. Przed moimi
oczami pojawiły się dwie czekoladowe tęczówki. Równocześnie dopadł mnie paraliż
całego ciała, ponieważ jego gorące dłonie znajdowały się na moich ramionach.
Tak nie chciałam go spotkać. Tak pragnęłam go omijać. Jednak przeznaczenie jest
okrutne.
-
Cris… - wyszeptałam.
STROJE CLOE I LEXI.
Sukienka Cloe.
Kombinezon Lexi.
ZA
BŁĘDY BARDZO PRZEPRASZAM. ŚPIESZYŁAM SIĘ, ŻEBY DZISIAJ JESZCZE WSTAWIĆ TEN
ROZDZIAŁ.
MAM
NADZIEJĘ, ŻE SPODOBA SIĘ KOLEJNA CZĘŚĆ.
CZEKAM
NA KOMENTARZE!!!
Kocham twoje opowiadania! Z niecierpliwością czekam na dalsze części ! :3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że podoba ci się ta historia.
UsuńDziękuję za komentarz.
Wiele dla mnie znaczy. :)
To opowiadanie jest świetne 💜💜
OdpowiedzUsuńWreszcie czuję się doceniona. :)
UsuńDziękuję bardzo za komentarz. :*
Kolejny rozdział świetny :) Bardzo intrygujący początek, haha już sobie myślę jaki ma to związek z teraźniejszą Lexi i jej przyszłością . Mam już mnóstwo przypuszczeń, nie mogę się doczekać kolejnych odcinków. No i oczywiście impreza u Benzemy!! Tam to się będzie działo :)
OdpowiedzUsuńMuszę się jednak do jednego przyczepić tam na końcu tego wstępu powinno być : byłą partnerką Ronaldo, a nie Ronalda. W późniejszym tekście też jest kilka takich błędów, ale oprócz tego wszystko jest świetnie :D Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i weny życzę :*
Dziękuję. Dziękuję. Jest mi bardzo miło, że zostawiłaś swój komentarz, który jest dla mnie bardzo ważny.
UsuńPozdrawiam :*