poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 9



Od sytuacji z Lexi w szpitalu minął tydzień. Dni szybko tak zleciały. Tylko wiem tyle ile dowiedziałem się od Benzemy. Wiem, że Lexi jest od dwóch dni w domu. Cloe nie odstępuje jej na krok. Prawdopodobnie dziewczyna jest załamana wiadomością o swoim zdrowiu. Dowiedziała się, że jest chora na cukrzycę. Karmi powiedział, że źle przyjęła tą informację. Opowiadał nawet o jej rozpaczy kiedy lekarz poinformował ją, iż jest chora i musi na jakiś czas zaprzestać treningów. Jednocześnie ma się zgłosić do psychologa, bo jak to doktor stwierdził, że jej nastrój psychiczny jest w opłakanym stanie. Jednak tą informację lekarz przekazał jej przyjaciółce i trenerowi. Intryguje mnie to zalecenie lekarza. Ma zarejestrować się do psychologa. Tylko po co? Może przeżyła jakąś tragedię w przeszłości lub załamała się informacją o tej chorobie. Prędzej czy później dowiem się. Nie dam za wygraną. Nie wiem dlaczego, ale bardzo się o nią martwię.

Od tamtego czasu cały czas czułem jej dotyk. Coś mnie do niej ciągnęło. Jakiś głos cały czas podpowiadał mi: „Idź do niej”. Kiedy trzymałem ją w ramionach nie liczyło się nic więcej. Tylko ona i ja. W tym momencie kiedy wyszeptała moje imię. Coś we mnie pękło. Otworzyły się drzwi w moim sercu, które tak naprawdę nie miałem zamkniętych. Tylko za wszelką cenę nie chciałem dopuścić do siebie tego uczucia. Miłość. Zrozumiałem, że wrota w moim sercu nie były zamknięte, one były tylko przymknięte. Odblokowały się w momencie spojrzenia w te załzawione oczy. Pełne łez zielone oczy, które należały do przytulanej przeze mnie drżącej i szlochającej dziewczyny.

To wydarzenie głęboko się we mnie zakorzeniło. Pragnąłem do niej pojechać. Dzięki Francuzowi dowiedziałem się gdzie mieszka. Tą informację z trudem udało mi się od niego wyciągnąć, bo bał się, iż Pana Serreno obrazi się na niego i zerwie wszelkie kontakty. Jednak po moich namowach złamał się i podał mi jej adres. Ale nie mam odwagi do niej pojechać. Przecież my się w ogóle nie znamy. Jestem dla niej obcym mężczyzną. Hm?! Co by tu wykombinować, żeby zobaczyć się z nią przypadkowo? – pomyślałam. 

Jednak planowanie i rozmyślanie zostało mi zakłócone wrzaskami dwóch osobników z Manchesteru, którzy aktualnie byli moim gośćmi, i którzy właśnie w tym momencie wchodzili do mojej rezydencji. Andersonowi i Naniemu zachciało się zorganizować małą imprezę. Jednak przedtem musieli zrobić zakupu, ponieważ uzmysłowiłem ich, że ja osobiście nie mam ochoty do zabawy, ale jeśli oni chcą wyprawić małe spotkanie towarzyskie. To muszą sami zapewnić sobie jedzenie i napoje z procentem.

- Już jesteśmy! – obwiesił mi Anderson.

- Jakbym was nie słyszał i zauważył. – wymruczałem.

- Coś mówiłeś? – zapytał się Nani z wielkim przyklejonym bananem do twarzy.

- Nic. – skłamałem. 

- To wtedy musiałem się przesłyszeć. – ten koleś jest zajebisty.

- U ciebie to normalne. – zarechotał Anderson – Ale Cris mam niespodziankę.

- Jaką? – już się boję odpowiedź. 

- Zaprosiliśmy kilka piękności. Na  naszą wypasioną i odjazdową imprezę. – po co się pytałem. Przecież dokładnie wiedziałem, że Oliveira nie odpuści, aby nie było na imprezie żadnych panienek. 

- Nie jest zbyt w nastroju na imprezę i na dodatek na wizytę lasek. – odrzekłem pocierając się o skronie. 

- Ronaldo! – zapiał mi nad uchem Anderson – Ty jesteś chyba chory?!

- Nie. Nie jestem chory. I nie wrzeszcz mi nad uchem! – wrzasnąłem w jego stronę. To już powiedziałem spokojnie – Nie ma ochoty na panienki. Jeśli chcecie imprezę to bez nich. 

- Ty naprawdę jesteś chory. Jak nie chcesz żadnych panienek, żadnego pociupciania i bzykanka. – złapał się za głowę mój rozmówca. – Co to wtedy będzie za impreza bez lasek?! – biadolił. 

- Normalna. – odrzekłem stanowczym głosem. Spojrzałem się ukradkiem na milczącego Luisa. Byłem strasznie ciekawy cóż mu chodzi za myśl po tej główce. Chciałem się go zapytać co mu jest. Jednak ubiegł mnie zrzędliwy Anderson.

- Nani! – wrzasnął w jego stronę – Słyszałeś?! Cris nie chcę żadnych panienek. On musi być chory. Przemów mu do rozsądku. Błagam ciebie. – skomlał.

Luis spojrzał się na niego, po czym z powrotem na mnie. Jego mina była nie do odgadnięcia. O czymś intensywnie myślał. Nagle zabrał głos w stylu profesorskiego gościa:

- Andi. – zwrócił się do niego – Po pierwsze nie krzycz mi bezpośrednio do ucha. Po drugie mówiłem ci, że nie masz zamawiać kobiet do towarzystwa. Po trzecie rozumiem Ronaldo i jestem w taki samym nastroju co on, iż nie mam ochoty na żadne wizyty panienek. Po czwarte raz możemy zorganizować imprezę kulturalną. Bez seksu i dzikiej eskapady. Po piąte … 

- Czy ty się czegoś narajałeś? – nie mogłem go poznać. To nie był ten sam Nani. 

- Cristiano jakiego ty słownictwa używasz. – szczęka mi opadła – Ja nie narajałem się, tylko zażyłem specyficznego użytku zakupionego u bardzo miłego kolumbijskiego sprzedawcy. 

- Co ty kurwa gadasz? – odrzekłem - Andi co mu jest? – zapytałem drugiego idiotę, który w tym momencie zatracał się w swoim telefonie – Kurwa mać! Anderson! – wrzasnąłem.

- No co? – odpowiedział podskakując na białej sofie.

- Co on ćpał? – już spokojnie wskazałem na zauroczonego i zafascynowanego moim drzewkiem bonzami Luisa. 

- Kupił jakieś niby ekskluzywny towar. Tak przynajmniej gadał kolumbijski diler, który mu to sprzedawał. Nani chciał trochę rozkręcić imprezę. Dlatego spróbował. No i taki wyszedł. – wskazał na niego. 

- Co za debile. – wymruczałem. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłem je, a za nimi stały trzy eleganckie prostytutki.

- Hej. – wręcz zajęczała jedna z nich.

- Cześć kociaki! Wchodzicie. – podbiegł uradowany i zachęcający Anderson. Jednak ja stałem między nimi. 

- Dziękujemy za przybycie. Imprezy nie ma. Do widzenia. – zamknąłem prostytutką przed nosem drzwi, lecz wcześniej rzuciłem im parę papierkowych euro, który akurat miałem w kieszeni.

- Co ty robisz? Od kiedy jesteś taki zasadniczy.– narzekał za mną Oliviera kiedy wchodziłem do salonu. Nie poznawałem siebie. Stary Cristiano od razu by zaprosił te urodziwe damy do środka. Jednak ten Cris jest całkiem inny. Jakby postradał zmysły. 

- To co powinienem. – wchodząc do salonu prawie się cofnąłem, ponieważ nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Ten idiota Luis zjadał zieleń z mojego drzewka banzai, które dostałem od mamy na szczęście w nowym domu. 

- Luis co ty kurwa robisz?! – krzyknąłem w jego stronę.

- Smakuje. – odpowiedział.

- Drzewko banzai?

- A dlaczego by nie. 

Jedno w tym momencie zrozumiałem. Oświadczyłem kumplom, że żadnej imprezy nie ma. Nani ledwo i tak był żywy. Dlatego kazałem mu iść spać. Chociaż musiałem go zaprowadzić na górę do sypialni gościnnej, którą zajął na czas swego pobytu u mnie w domu. Kiedy go położyłem do łóżka od razu usnął. Widocznie ten ekskluzywny towar nie źle na niego zadziałał. Natomiast Andersonowi kazałem się zamknąć, bo strasznie stękał i marudził na mnie. Twierdząc, że jestem przybyszem z kosmosu, który pożarł jego najlepszego kumpla. Dlatego postanowił sam z wielką obrazą wyjść do jakiegoś klubu ze striptizem. I tyle go widziałem. Bardzo się z tego cieszyłem, bo bynajmniej mogłem w spokoju pomyśleć nad problemem, który od pewnego czasu zaprzątał mi głowę. A mianowicie Lexi Lonwer.   


~~~*~~~


Nie chciałam przypominać sobie o sytuacji z Ronaldem w szpitalu. Nie wiem co wtedy mną kierowało. Po co to zrobiłam? Jedynym wyjaśnienie, które nachodzi mi na myśl było pojawiające się sny. Sny związane z moją matką. Z jednej strony w to uwierzyłam co jest absurdem. Natomiast z drugiej strony pragnęłam, aby był to tylko sen, a nie rzeczywistości. Nie mogłam wtulać się w Ronaldo. Nie mogłam go wtedy dotykać, chociaż to było takie przyjemne. Stop Lexi! Znowu się zapędzasz. - podpowiadał mi mój umysł. Właśnie to jest najgorsze. Walka we wnętrzu mnie. Umysł i intuicja walczy z sercem i duszą. Te pierwsze ciągle mnie ostrzegają przed każdym facetem. Przez całe moje życie trzymałam się ich kurczowo. A teraz kiedy poznałam Portugalczyka i spojrzałam w jego czekoladowe oczy dusza i serce wstąpiły na ścieżkę wojenną z bardzo silną argumentacją. Dokładniej zaufanie, nadzieja, miłość, delikatny dotyk, pożądanie, namiętność, seksualności i bliskość. Te cechy zostały uruchomione wraz z poznaniem Jego. Dlaczego?! Nie mogło to zostać tak jak było do tej pory. Za mało mam problemów. Nie dość, że cały czas przeszłość mnie ściga. Przez to wydaję mi się, że staję się psychicznie chora. To jeszcze cały czas myślę o tym facecie. Znak jest blisko ciebie - i w kółko przewijam w sobie to zdanie ze snu. Wszystko przez to zdanie. Za mocno uwierzyłam w nie. W tamtym momencie byłam zbyt naładowana emocjami. Nie dopuszczę, aby ponownie do tego doszło. Mam nadzieję, że nie spotkam więcej na swojej drodze przyczyny wszystkich tych we wewnętrznych zaburzeń. Właśnie tak. Będę omijać długim łukiem Pana Aveiro. W szpitalu było ostatnie nasze spotkanie. 

Dwa dni temu zostałam wypisana ze szpitala. Lekarz na jakiś czas zabronił mi treningów. Jednak najgorszą wiadomością było dowiedzieć się, że jestem chora na cukrzycę. Kiedy o tym powiedział mi Jose, leczący lekarz w szpitalu, załamałam się. Życie zamiast być dla mnie łaskawe to cały czas rzuca mi kłody pod nogi. Wiem, że cukrzyca nie jest uleczalna, ale jak będę stosować się do zaleceń lekarza to dojdę do wprawy, ale wpienia mnie to, że w tych doktorskich warunkach jest zakaz treningów. Dla mnie ćwiczenia są pewnego rodzaju oazą dla mojej duszy i ciała. Jednocześnie te dwie części mogą się wyładować. Czuć się pozytywnie. Dlatego mnie tak do cholery ciągnie do tego. Chciałabym się zaszyć w swojej siłowni i tam moją zbolałą duszę oddać wyładowaniu się. Doskonale wiem, że wewnętrzna moc również potrzebuje opieki. Jednak nie będę mogła tego uczynić,  bo sala treningowa została zamknięta na klucz przez przyjaciółkę, która jak stróż siedzi razem ze mną w mieszkaniu. Nie odstępuję mnie na krok. 

- Muszę coś wymyśleć. - powiedziałam sama do siebie. 
           
Właśnie siedziałam u siebie w pokoju. Kiedy usłyszałam jak dzwoni telefon stacjonarny. Chciałam odebrać u siebie w sypialni. Jednak ubiegła mnie Cloe. Dlatego postanowiłam zajść do kuchni po coś do picia. Wzięłam sobie sok pomarańczowy po czym ruszyłam do salonu. Usiadłam sobie wygodnie na kakaowej kanapie. Wygodnie podwinęłam kolana pod brodę. Nagle do salonu weszła Cloe ze słuchawką przy uchu. Chyba mnie nie zauważyła.



~~~*~~~



Od dwóch dni cały czas przebywam w domu z Lexi. Dzisiaj dokładnie minął tydzień od zasłabnięcia mojej przyjaciółki. Przez cały jej pobyt w szpitalu codziennie ją odwiedzałam. Nie mogłam jej w takim momencie zostawić. Czułam to, że bardzo mnie potrzebowała. Jednak ja się zbyt negatywnie poczuwałam. Z jednej strony brakowało mi Karima. Przez ten tydzień widzieliśmy się może z dwa razy. Nie chciałam się z nim teraz spotykać kiedy moja przyjaciółka ledwo wyszła ze szpitala. A to jest już druga strona medalu. Nie chciałam jej samej zostawić w domu. Była jeszcze słaba  i czułam obowiązek bycia z nią. Jest ona dla mnie jak siostra. Chcę się nią opiekować. Dlatego moje przyjemności jak na razie odstawiam na bok. Również starałam się to wytłumaczyć Benzemie, który akurat po raz kolejny dzwonił. Odebrałam telefon. Po czym weszłam do pokoju gościnnego. Usiadłam się wygodnie na kanapie. Wyciągnęłam nogi na stolik kawowy i zaczęłam rozmawiać przez telefon.

- Hej skarbie! - odezwałam się słodko do mojego oficjalnego faceta. Tak jestem z Benzema od jakiś trzech dni. 

- No cześć. Stęskniłem się za tobą. Kiedy się zobaczymy? Może dzisiaj wieczorem gdzieś wyjdziemy? Dasz się wreszcie namówić. - odrzekł błagalnym tonem.

- Nie. Nie możemy się dzisiaj spotkać. Wiesz dlaczego. Nie mogę  zostawić samej L.L. - odrzekłam stanowczo.

- Przecież Lexi się nic nie stanie. - cały czas nalegał Benzema.

- A skąd to możesz wiedzieć? 

- No… - westchnął. 

- No właśnie. Nic nie wiadomo. Dlatego wolę zostać z nią. 

- Ale… - nie dałam mu skończyć.
           
- Zrozum. Ona jest dla mnie jak siostra. Teraz mnie najbardziej potrzebuje. Wiesz dlaczego? Wiesz co powiedział lekarz. – odrzekłam ze smutkiem w głosie. 
           
Odwróciłam się w stronę drugiej kanapy. Zamarłam. Zdałam sobie sprawę, że tam siedzi Lexi. Znać moje szczęście na pewno wszystko słyszała. Jej spojrzenie samo przez siebie mówi: „Co ty przede mną ukrywasz?”. Mogę się założyć, że zacznie się kolejne przesłuchanie typu: "Nie oszukuj mnie!". A przecież ja chcę ją tylko chronić przed kolejnymi oraz niepotrzebnymi problemami użalania się we wnętrzu siebie. Czego konsekwencjami będą kolejne koszmary i zamknięcie się na świat. Jednak jeżeli nie da za wygraną to ja również nie zostanę jej dłużna. Mianowicie irytuję mnie sprawa tajemniczego przytulania do największego Casanovy w Hiszpanii. 

- Kochanie. Jesteś tam? Cloe! – wyrwał mnie zamyślenia głos mojego chłopaka. 

- Zadzwonię do ciebie później. Pa. – nawet nie czekałam na jego odpowiedź. 

Doskonale wiedziałam, że będzie się dopytywać co się stało, a ja teraz nie miałam największe ochoty wszystkiego mu tłumaczyć. Miałam gorszy problem. Ciekawości Lexi Lonwer. A to jest katastrofa. 


~~~*~~~



            - Zrozum. Ona jest dla mnie jak siostra. Teraz mnie najbardziej potrzebuje. Wiesz dlaczego? Wiesz co powiedział lekarz. – przysłuchiwałam się całej rozmowie. 

Jednak kiedy usłyszałam ostatnie słowa z ust mojej przyjaciółki zapaliła mi się czerwona lampka. Cloe coś przede mną ukrywała. Jakąś ważną informację, którą przekazał jej doktor Bernabéu. Ona doskonale wie, że nie lubię być oszukiwana. Przez całe życie byłam w taki sposób traktowana. Dlatego nienawidzę kiedy moi najbliżsi wiedząc coś o mnie, co tylko ja powinnam wiedzieć.

Nagle Cloe zmieniła pozycję na kanapie i odwróciła się w moją stronę. Była zaskoczona moim widokiem. Posłałam jej jeden z moich morderczych spojrzeń. Na pierwszym planie u niej pojawiły się zarysy zaskoczenia i ograniczenia. Jednak po poru sekundach jej wzrok oraz wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Teraz ona wykazywała w stosunku do mnie pewnego rodzaju pewność posiadania asa w rękawie. Uproszczając miała system obrony wobec mojego wybuchu ciekawości pomieszanego z gniewem. Moja przyjaciółka zawsze wiedziała w jaki sposób odwróci kota ogonem. 

Nagle Cloe odezwała się ponownie do słuchawki telefonicznej.

- Zadzwonię do ciebie później. Pa. – i rozłączyła się.  

Na pewno dzwonił do niej Karim. No właśnie! Ona ostatnio go totalnie zaniedbała. Wiedziałam, że są parą od kilku dni. W tym momencie zrobiło mi się głupio. Przecież Cloe powinna teraz być ze swoim facetem, a nie mnie niańczyć. 

            - Nie wiedziałam, że tutaj jesteś. – z rozmyśleń wyrwał mnie jej głos. 

- No właśnie. Może jakbyś wiedziała, że tutaj jestem. To byś pewnie nie mówiła za dużo. –odrzekłam z przekąsem. 

- Nie bądź zgryźliwa. – odpowiedziała mi tym samym. 

- Ja jestem zgryźliwa?! – wkurzała mnie powoli – To ty jesteś kłamczuchą. 
 
- Ja? A niby dlaczego? – zapytała się cwaniacko. 

- Cytuję „Wiesz co powiedział lekarz”. Co to ma znaczyć? Co ci lekarz powiedział na mój temat? – rozpoczęłam przesłuchanie.  

Widziałam po twarzy przyjaciółki, że z czymś się biję w sobie. Zapewne chciała mi powiedzieć, ale coś jej w tym przeszkadzało.

- Nie mogę ci tego powiedzieć, ponieważ nie będę w stanie patrzeć na twoje wewnętrzne cierpienie, które i tak jest już zbyt mocno nadszarpnięte. – wyszeptała. W tym momencie zrobiło mi się miło, bowiem kolejny raz przekonuję się, iż Cloe Serreno jest zarazem moją przyjaciółką od serca i bratnią duszą. 

- Cloe. – odpowiedziałam już spokojnie – Wiem, że chcesz mnie chronić. Za co bardzo ci dziękuję, ale zrozum ja muszę wiedzieć co powiedział doktor Bernabéu. Przecież to dotyczy mnie. Nie sądzisz, iż mam prawo o tym wiedzieć. 

            - Nie chcę, żebyś cierpiała. – odrzekła. 

            - Co mnie powali to mnie wzmocni. Proszę powiedz mi. 

           Przez chwilę patrzyła mi prosto w oczy. Widziałam w jej wzroku mieszankę rozdarcia, smutku i troski.
            - Dobrze. Lekarz powiedział, że najlepiej by było jakbyś zgłosiła się do specjalisty, który prowadzi zajęcia terapeutyczne dla osób doświadczonych fizyczną oraz psychiczną przemocą. – po tej odpowiedź wszystko stanęło w miejscu. 

           Mam iść do psychiatry. Jestem wariatką! Następna kłoda pod nogi. Znowu wszystko się sypie. Nienawiść ojca, gwałt, blizna, uraz psychiczny, nieufność do mężczyzn, cukrzyca, brak treningów i teraz jeszcze to. Jeszcze coś… Stop!!! Coś we mnie krzyknęło. A gdybyś spojrzała na to z innej perspektywy? – nadal słyszałam ten wewnętrzny głos. Słuchałam go dalej: Może doktor miał rację. Może powinnaś zgłosić się do takiego specjalisty. Może pomoże ci to. Może dojdziesz do siebie. Jednak jeżeli tak będziesz gdybać to do niczego konkretnego nie dojdziesz. Decyzja podjęta. 

            - Zgłoszę się. 

            - To nie tak… - zacięła się Cloe – Coś ty powiedziała?         

- Zgłoszę się. – powtórzyłam. Spojrzała się na mnie zaskoczona. 

- Boli ciebie głowa. Gdzie płacz i wrzaski „Jestem wariatką”! – jak ona mnie dobrze zna.

- Zostały wyparte. Czas coś ze sobą zrobić. Przecież sama mi to kiedyś proponowałaś. A teraz czuję, że dojrzałam do tego. – odrzekłam starając się utrzymać w głosie pewność siebie, która z każdą sekundą ulatniała się. 

- Nie poznaję ciebie. Ale będę ciebie wspierać. Ta wersja Lexi Lonwer bardziej mi się podoba. Chodź tu. – przytuliłyśmy się do siebie. Wiedziałam, że nie jestem sama w utrzymaniu tej decyzji.  Teraz nie mogłam się wycofać. Cloe mi na to nie pozwoli. 

- Dziękuję ci. – wyszeptałam z płaczem na końcu nosa.

- Nie płacz. – otarła mi łzy. Starała się utrzymać stanowczość. Jednak samej poleciały jej łzy. Teraz ja jej otarłam policzki.

- Nie rycz! – zagrzmiałam. Uśmiechnęłyśmy się obie do siebie. Jednak coś mi się przypomniało – Zadzwoni do Karima. Idź z nim gdzieś. Jesteście ze sobą. Nie zaniedbuj go. Mi się nic nie stanie. 

- Nie. On doskonale wie, że nie zostawię ciebie. Przecież kilka dni temu wyszłaś ze szpitala. Nie mogę ciebie zostawić. – odrzekła. 

- Możesz i musisz. Zdzwoni do niego! – zagrzmiałam. 

- Nie zostawię ciebie samej w domu. – co za uparciuch. A może z innej beczki. To co teraz powiedziałam. Nie do końca siebie poznawałam.

- To zaprosi go tutaj i innych przyjaciół. Zrób sobie imprezę u nas. – myślałam, że zaraz jej oczy wylecą z orbit. 

- Czy ty czujesz się dobrze? – popatrzała na mnie badawczo. 

Owszem to co powiedziałam nie pasowało do mnie. Jednak trzymałam się nadal tej decyzji. Bowiem czułam, że będzie to dobre posunięcie. Cloe wszystko dla mnie zrobi. Czas jej się zrewanżować. 

- Bardzo dobrze się czuję. Zrób imprezę. Ja wam nie będę przeszkadzać. Będę u siebie w pokoju. 

- Gdzie u siebie w pokoju? Nie mam mowy. Imprezę organizujemy razem. Ty również na niej będziesz. Tylko nie zrobimy jej u nas. Sąsiedzi nie będą zbyt zadowoleni. Dlatego impreza odbędzie się jutro w domu mojego faceta. Zaraz to zorganizuję. A jutro razem pojedziemy na zakupy. Trzeba kupić alkohol i jedzenie. Jednak przede wszystkim kreacje dla nas. - rozkręciła się.  

- Ale Cloe… - nie dała mi skończyć.

- Nie ma żadnego „ale”. Jak ty nie pójdziesz. Ja też nie. – byłam pod ścianą. 

- Niech ci będzie.

- Super!!! – wrzasnęła – Nareszcie poznasz moich przyjaciół. 

- Już skaczę z radości. – wyszeptałam.

- A już lubiłam nową Lexi. – upomniała mnie blondynka. 

- Stara też jest super. – odgryzałam się jej.

- Stara jest zgryźliwa! – walnęła mnie w ramię. Po czym uciekła.

- Au! Poczekaj… - zaczęłam ją gonić. 

Czułam, że podjęte dzisiejsze decyzje wiele zmienią w moim życiu. Nie przeliczyłam się. 



ZA BŁĘDY PRZEPRASZAM.
PROSZĘ O KOMENTARZE.
CHCIAŁABYM WIEDZIEĆ CO MYŚLICIE O MOIM OPOWIADANIU.






    

2 komentarze:

  1. Hej;) Jakiś czas temu zostawiłaś u mnie komentarz i oto jestem. Co prawda nie jestem fanką tych piłkarzy, których przedstawiasz, a Ronaldo już szczególnie, ale pominęłam ten fakt i wyobraziłam sobie, ze ktoś taki wcale nie istnieje. Podoba mi się, że dość istotny w opowiadaniu jest wątek romantyczny. Lubię takie, więc jestem zdecydowanie na tak. Natomiast denerwuje mnie podejście do niektórych spraw głównej bohaterki. Chociażby to, że skierowanie do psychologa uważa za oznakę szaleństwa. Podejście dziecka z podstawówki, a mamy chyba do czynienia ze starszą osobą. I zdziwił mnie jej dialog z Cloe. Czy ta dziewczyna myślała, że jak powie Lexi, że nie chce jej krzywdzić itp to ona ustąpi i sobie pójdzie? "Ok, nie mów mi jaki jest mój stan, rozumiem, że nie chcesz tego zdradzić" - coś w tym stylu? No śmiech na sali xD To tłumaczenie Cloe było naprawdę poniżej poziomu;D Mogła już w ogóle nic nie mówić zamiast odzywać się w taki sposób. Ale podejrzewam, że to wszystko sprowadza się do jednego - ponownego spotkania Crisa i Lexi. Jestem pewna, że pojawi się na tej imprezie.

    "Życie zamiast być dla mnie łaskawe. To cały czas rzuca mi kłody pod nogi. Wiem, że cukrzyca nie jest uleczalna, ale jak będę stosować się do zaleceń lekarza. To dojdę do wprawy...." - możesz mi powiedzieć dlaczego każdym "to" zaczynasz nowe zdanie zamiast dać przecinek i kontynuować to co zaczęłaś? To jest nielogiczne, ucinasz zdania w połowie i to bardzo razi.

    To by było na razie na tyle. Pozdrawiam serdecznie!:*
    I zapraszam do siebie na moje opowiadanie. Widzę, że mój spam jest już u Ciebie w zakładce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej.
      Po pierwsze dziękuję ci za tak wyczerpujący komentarz. Jestem ci ogromnie wdzięczna, że pokazałaś mi moje błędy. Wezmę je pod uwagę i postaram się wykorzystać. ;-)
      Po drugie chciałam się odnieść co do zachowania głównej bohaterki. Jak zauważyłaś zachowuje się ona dość dziecinnie, a to dlatego że zostały zachwiane przez wydarzenia z przeszłości jej wartości dziecka z dorosłą osobą. Czasami może ci się wydawać, że przemawia przez nią dorosła kobieta, a czasami zagubione dziecko. Właśnie o to mi chodziło. Właśnie chciałam pokazać jak się czuję taka zachwiana emocjonalnie osoba. Mam tylko nadzieję, że przez to nie zniechęcisz się dalej czytać moje opowiadanie.
      Po trzecie sprawa Cloe. Dziewczyna tylko pragnie ochronić swoją przyjaciółkę przed dodatkowym cierpieniem. Nie chcę, aby przyjaciółka ciągle czuła się osaczona przez dodatkowe problemy. Blondynka twierdzi, że Lexi wystarczą problemy z mrocznej przeszłości.

      Takie małe wytłumaczenie sytuacji z mojej strony.
      Pozdrawiam. ;-)

      PS. Co do spotkanie Lexi i Crisa na imprezie? Zobaczymy jak się potoczy kolejny rozdział...

      Usuń