Jednak nie było mi to dane, ponieważ właściciel auta złapał mnie za przed
ramię. W skutek tego oby dwoje znaleźliśmy się pod światłem przybocznej latarni.
Nawet pomimo zamglonego wzroku mogłam dostrzec jego czekoladowe tęczówki. Boże!
Jego oczy są cudowne i jakie biję od niego ciepło. Co ja gadam! Co się ze
mną dzieję. Może to przez ten nagły przypływ złego samopoczucia.
Jednak nagle zmienił się wyraz jego wzrok i twarzy. Nawet nie wiem jak i kiedy
udało mu się ściągnąć mi z głowy kaptur od bluzy. Jego wyraz twarzy był
mieszaniną zaskoczenia i jakiegoś typu zachwycenia.
- O kurwa ! To jest laska! - wrzasnął ten jeden z
tych dwóch przygłupów, którzy byli kumplami bruneta. Na dodatek czułam
się trochę nie komfortowo w uścisku tego, tego... Kurde! ... przystojniaka.
Jest coś ze mną nie tak, albo... Mama! W mojej głowie zaświtała ta myśl: To nie
możliwe. Nie mogłaś mi tego zrobić. Taki to ma być znak. Mamo! Zlituj się nade
mną. Nie mam ochoty na takie głupie żarty!!!
~~~*~~~
Nie mogłem pozwolić temu chłoptasiowi tak sobie odejść. Jak on w ogóle śmiał
tak do mnie powiedzieć przy Andersonie i Luisie. Po prostu chciał mnie wyśmiać,
tą swoją grzecznością. Nie mogłem na to pozwolić. Za kogo on się uważał? Na
pewno za jakiegoś mądrale. Dlatego złapałem go za ramię i odwróciłem w moją
stronę. Jednocześnie cieszyłem się, że udało mi się go przyciągnąć pod
latarnie. Dzięki promieni świetlnym mogłem spojrzeć mu w oczy. Kiedy to
uczyniłem. Trochę się dziwnie poczułem. Kiedy zatopiłem się w głębie tych
kocich oczów coś mi nie pasowało. Takich oczów nie mógł posiadać facet. Dlatego
ściągnąłem mu szybko z głowy założony kaptur od dresowej bluzy.
- O kurwa! To jest laska! - przez szok zdołałem
usłyszeć pełne podniecenia wrzaśnięcie Andersona. Nie wiedziałem co mam
powiedzieć. Oczy tej laski naprawdę były hipnotyzujące. Zapewne mogły by
przyciągnąć każdego faceta. Tylko nie wiem dlaczego odnosiłem wrażenie że skądś
znam tą dziewczynę, tylko miałem problem umieścić jej w odpowiedniej sytuacji.
- Ej! - delikatnie podniósł głos podchodzący do
nas Nani - Ja znam tą dziewczynę. Widziałem ją w telewizji. - w tym momencie
zabłysło w moim umyśle. Jeszcze bardziej byłem pewny kiedy to potwierdziły
słowa Luisa - To Lexi Lonwer. Mistrzyni świata w Kickboxing.
- Naprawdę! - teraz to ryknął stojący nadal
koło auta Anderson - To jest mój bogini?!
- Co on pierdoli? - spojrzałem się na Naniego,
który przysunął się trochę do mnie i dziewczyny.
- Ubzdurał sobie, że L.L. zostanie jego wybranką
serca. Zaraz zobaczysz co ten idiota wymyślił sobie. - z ironicznego uśmiechu
Luisa od razu wywnioskowałem, że Oliveira naprawdę wymyślił coś durnego. Nagle
w błyskawicznym tempie podbiegł do mnie i Lexi. Po czym mnie odepchnął i złapał
dziewczynę za rękę. Obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni w taki sposób, że ona
znalazła się w jego objęciach. A potem stało się coś takiego, że nawet by to
nie przyszło mi do głowy.
~~~*~~~
Niech to szlag. Poznali mnie. Ja również jednego z nich też. Cristiano Ronaldo
dos Santos Aveiro. Koleś który przespał się z Cloe. Jednocześnie nawet nie wiem
jak i kiedy odzyskałam pełną władze w wzroku. Od razu poprawił mi się kiedy
piłkarz mnie złapał za ramię, a bardziej mnie pobudziło kiedy jeden z kumpli
Ronaldo zaczął mnie obściskiwać. W tym momencie czułam się zbyt nie pewnie.
Czułam się w pewnego rodzaju niebezpieczeństwie. Jeszcze bardziej poczułam się
zagrożona kiedy on zaczął zbyt blisko zbliżać się do mnie swoim ohydnymi
ustami.
- O moja bogini! Teraz udowodnię ci jaki jest ze
mnie ogier. Będziesz bardzo zachwycona. - co za obleśny typ.
- Anderson. Daj spokój. - zaoponował portugalski
napastnik. Chociaż dowiedziałam się jak nazywa się facet, który mnie nachalnie
obściskiwał.
- Lepiej posłuchaj kumpla i puść mnie. -
warknęłam w stronę tego całego Andersona. Jednocześnie po kryjomu łapiąc go za
nadgarstek. Przygotowując się do ataku.
- Kiedy do mnie mówisz. Jest to dla mnie coś
pięknego, aż mam ochotę... - nie dokończył tylko zabrał się do czynów. Jednak
byłam szybsza. Zwinnym ruchem wykręciłam mu nadgarstek w taki sposób, że
doprowadziłam go do zrozpaczonego krzyku i upadnięcia na kolana przede mną.
- Kurwa! Złamiesz mi rękę! - zaczął wrzeszczeć.
Natomiast jego kumple od razu przestali się głupio śmiać i patrzyli z szokiem.
- Ostrzegałam ciebie. - odezwałam się. Po czym
zwróciłam się do Ronaldo i tego drugiego, kiedy próbowali zbliżyć się do mnie w
celu, jak mniemam, obezwładnienia - A wam radzę się nie zbliżać do mnie. -
wysyczałam w ich stronę.
- Ok. Tylko się nie denerwuj. - odezwał się
portugalski napastnik.
- Nie zabijaj Andersona. Jest on debilem itp.,
ale nie zasłużył na taką karę.
- No właśnie. Nani ma rację. - potwierdził
Ronaldo wypowiedź czarnoskórego kumpla.
Popatrzyłam na nich z pewnego rodzaju współczuciem. Nie wiem co się ze mną
stało, bo kiedy spojrzałam na Portugalczyka, w te jego słodkie czekoladowe
oczy, mimowolnie puściłam nadgarstek Andersona. Jednocześnie szybkim tempem
zaczęłam wiać. Ile miałam sił w nogach...
~~~*~~~
- Co tak stoicie?! Łapcie ją. Chciałam mi zrobić
krzywdę. - ten debil Anderson zaczął skomleć jak szczeniak.
Nie miałam ochoty słuchać jego lamentu. Po za tym coś lub ktoś zaprzątał mi w umyśle.
Dokładniej piękne kocie oczy należące do przepięknej dziewczyny, która właśnie
znikała mi z oczów za rogiem ulicy. Hipnotyzujące posiadała oczy i nie tylko.
Kiedy dotknąłem jej ramienia poczułem pewnego rodzaju więź elektryczną.
Cholera! Co ja wygaduję. W ogóle co się ze mną działo. Nic z tego nie
rozumiałem. Nigdy nie doznałem takiego uczucia kiedy tylko dotknąłem kobiety.
Nawet z Irina nie czułem tego, co od tej dziewczyny. Po prostu przyciągała mnie
jak magnez. Jednak jednego byłem pewien, że w najbliższym czasie znowu spojrzę
w ten piękny, hipnotyzujący i zielonawy wzrok. Przeznaczenie mi ją kiedyś
jeszcze raz podsunie.
~~~*~~~
Nie mam pojęcia jak udało mi wejść do budynku, windy i do mojego mieszkania.
Nie wiem nawet kiedy udało mi się doczołgać do sypialni Cloe. Jednak przez
zamglony wzrok udało mi się spojrzeć na zegarek w przedpokoju i ustalić, że
jest szósta rano. To o takiej godzinie moja przyjaciółka dopiero przewracała
się na drugi bok. Z ogromnym trudem weszłam do pokoju przyjaciółki. Oparłam się
o framugę przeszklonych drzwi, które z wielkim hukiem otworzyły się na oścież.
Wywołując tym samym straszny hałas. Cloe jak oparzona wstała ze swojego
różowatego łoża.
- Bierz co chcesz! Tylko oszczędź mi życie! -
zaczęła wrzeszczeć.
- Cloe. To ja. - wyszeptałam.
- Lexi. - zdziwiła się. Po czym weszła do akcji -
Kurwa! Lexi! Ty sobie jakieś żarty ze mnie stroisz. Przez ciebie prawie
dostałam zawału serca. Czy ciebie do reszty porąbało?! Dlaczego wchodzisz do
mojego pokoju z takim wielkim hukiem?! Jesteś nienormalna. A jak bym była z
jakimś przystojniakiem... - nie nawiedziłam kiedy tak rozkręcała się.
Jeszcze bardziej mnie wściekłości brała, bo coraz
gorzej się czułam. Jednak udało mi się tylko powiedzieć - Źle się czuję...
Na tyle mnie było tylko stać. Nawet nie wiem
kiedy przede mną nastała ciemność...
~~~*~~~
Piękny słodki sen. Nic mi nie przeszkadzało. Było mi tak dobrze. Ciepłe i
milutka pościel. Jednak mogło być lepiej, gdyby został ze mną Karim. Jednak nie
mógł, bo przyjechała moja przyjaciółka. Lexi jak zawsze potrafiła wszystko
zepsuć. Na początku byłam na nią okropnie zła, lecz nie potrafiłam się na nią
długo gniewać. Jest ona dla mnie jak siostra. To ona mnie wyciągnęła z tego
gówna, w które wdepnęłam jakieś trzy lata temu. Dokładniej podsumowując ćpałam.
Były to dla mnie najgorsze miesiące mojego życia. Gdyby mnie w ten najgorszy
wieczór mojego życia nie znalazła w tej manchesterskiej melinie. Zapewne bym
już wąchała kwiatki od spodu. Także L.L. jest dla mnie taka ważna. To jej
zawdzięczam nowe życie, które realnie prowadzę.
Mój błogi sen oraz stan rozmyślań został gwałtownie zatrzymany wraz z głośnym
hukiem, który spowodował automatyczną baczność w moich nogach. Nerwowo
przetarłam dłońmi zaspane oczy. Jednak w mroku nie widziałam kto wszedł do
mojej sypialni. Boże! Może to włamywacz lub co najgorsze morderca.
- Bierz co chcesz! Tylko oszczędź mi życie!
– wrzasnęłam ile miałam sił w płucach.
- Cloe. To ja. – nagle usłyszałam cichy kobiecy
głosik, które wszędzie bym poznała.
- Lexi. – odezwałam się z małym zdziwieniem.
Jednak doszłam do siebie i wściekłam się na maksa - Kurwa! Lexi! Ty sobie
jakieś żarty ze mnie stroisz. – nie zostawię na niej suchej nitki - Przez
ciebie prawie dostałam zawału serca. Czy ciebie do reszty porąbało?! Dlaczego
wchodzisz do mojego pokoju z takim wielkim hukiem?! Jesteś nienormalna. A jak
bym była z jakimś przystojniakiem... - nie dała mi dokończyć.
- Źle się czuję... – udało jej się tyle
powiedzieć, bowiem z wielkim hukiem upadła na drewniane panele w mojej
sypialni.
- Lexi nie wydurniaj się. – odrzekłam zapalając
przy tym nocną lampkę. Maleńkie światło rozświetliło mój pokoju. Ukazując tym
samym całą sytuację. Moim oczom ukazało się nie ruszające ciało mojej
przyjaciółki. Moje źrenice rozszerzyły się.
- O kurwa! – tyle na początek było mnie stać
wypowiedzieć. Podbiegłam do L.L. Nie ruszała się. Oczy miała przymknięte.
Jednak po delikatnym podnoszeniu się klatki piersiowej stwierdziłam, że ona
zemdlała. – Lexi! – zaczęłam nią szarpać – Lexi! – powtórzyłam.
Jednak nie ruszyła się. Nie zastanawiając się więcej wykonałam telefon na
pogotowie ratunkowe. Po czym starałam się ułożyć moją przyjaciółkę w
bezpiecznej pozycji. Tak jak mnie nauczył Robert Rytron. No właśnie! Do niego
też zadzwonię. Powinien o tym wiedzieć.
Złapałam za komórkę. Wybrałam numer trenera mojej
najlepszej przyjaciółki.
- Słucham? – odezwał się zaspany głos mężczyzny.
- Robert? – czułam jak mój głos drży i słabnie
już nie potrafiłam zachować zimnej krwi.
- Cloe! Co się stało? – wiedziałam, że on wyczuje
moją panikę.
- Lexi… - tyle zdołałam wydukać spoglądając na
moją nieprzytomną przyjaciółkę.
- Co się jej stało?! – w jego głosie już też
wyczułam zniecierpliwienie.
- Ona leży u nas w mieszkaniu nieprzytomna. –
powiedziałam na jednym tchu.
- Zaraz u was będę. Wezwałaś karetkę i ułożyłaś
ją w bezpiecznej pozycji?
- Tak. – odrzekłam z płaczem.
- Uspokój się. Zaraz będę u was. – i rozłączył
się.
Jak mogłam się uspokoić. W tym momencie potrzebowałam kogoś bliskiego. Kiedy
patrzyłam na moją przyjaciółkę, która w ogóle nie dawała żadnych znaków życia.
Czułam się bezradna. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam w jaki sposób.
Ten czas kiedy czekałam na karetkę dłuży mi się niemiłosiernie. Jednak nagle
usłyszałam dzwonek do drzwi. W biegu ruszyłam do frontowych drzwi. Kiedy je
otworzyłam moim oczom ukazała się lekarka w białym fartuchu, a za nią dwóch
mężczyzn w pomarańczowych uniformach.
- Dzień dobry. To Pani wzywała pogotowie. –
pokiwałam głową - Gdzie jest poszkodowana? – odezwała się doktorka.
- Proszę tędy. – nie wiem nawet skąd tyle siły
wzięłam, aby opanować drżenie głosu.
Wskazałam im Lexi, która nadal nie odzyskała przytomności. Lekarka zaczęła ją
oglądać i badać. Zmierzyła jej ciśnienie. Po jej wyrazie twarzy wywnioskowałam,
że nie jest dobrze. Po czym kazała ratownikom rozstawić noszę.
- Zabieramy pacjentkę do szpitala. –
poinformowała mnie lekarka.
- Czy mogę z nią jechać?
- Przykro mi, ale nie możemy zabierać osób
trzecich. Regulamin nam tego zabrania. – odrzekła.
- A w drodze wyjątku. Bardzo proszę. – starałam
się jakoś przekonać. Jednak lekarka była nie ugięta.
Kiedy wychodziliśmy z budynku. Nagle z piskiem opon przed karetką zatrzymał się
jeep. Wiedziałam, że jest to Robert. Kiedy zgasły reflektory auta on jak
oparzony wystrzelił ze środka. Podbiegł do mnie i stojącej koło mnie lekarki. W
tym samym czasie nosze z L.L. zostały władowane do pogotowia.
- Co z nią jest? – natychmiast pytaniem
zaatakował lekarkę.
- A jest pan z rodziny?
- Nie. Ale jestem jej trenerem i opiekunem. –
tłumaczył się Robert.
- W tej chwili nie mogę nic panu powiedzieć.
Wszystkiego dowiecie się w szpitalu, a teraz bardzo przepraszam, ale musimy
jechać. – nie patrząc na nas. Kobieta w białym fartuchu ominęła nas.
Jednocześnie zlała mnie i Roberta.
- Co za wredna baba. – wyszeptałam kiedy wreszcie
karetka ruszyła.
- Wyrażaj się. – upomniał mnie trener Lexi.
- Przepraszam. – spuściłam głowę. Jednak od razu
podniosłam kiedy Roberta odezwał się do mnie ponownie.
- Idź się szybko przebierz i jedziemy do
szpitala. – w tym momencie zdałam sobie sprawę, że stoję na środku chodnika w
samej kusej koronkowej koszulce nocnej.
Nie patrząc na Pana Rytrona ruszyłam w stronę windy i do mieszkania. Ubrałam co
miałam pierwsze pod ręką, czyli zwykły siwy dres. W ogóle w nie moim guście,
ale co się nie robi dla najlepszej przyjaciółki.
- Już jestem! – zakomunikowałam kierowcy kiedy
wsiadałam do jeepa.
- Ok. To jedziemy. – i ruszył z piskiem opon.
Miałam cichą nadzieję, że Lexi nie jest chora na jakąś poważną chorobę, bo taka
wiadomości zrujnowałaby jej życie, które tak ciężko zbudowała.
Opowiadanie zarąbiste. Przeczytałam je na jednym tchu. Bardzo ciekawa historia. Nie mogę się doczekać dalszych losów Cristiano i Lexi :) Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział :*
OdpowiedzUsuń