Mroczna noc. Ciemna ulica. Nie zbyt urokliwy hotelik. Półmrok w tym pieprzonym
hotelowym pokoju. Zimny i śmierdzący oddech mojego oprawcy na mojej szyi.
- Zabawimy się. Będzie miło. – byłam pewna
tego co chcę zrobić kiedy z nim wyszłam z klub, lecz gdy przekroczyłam próg
pomieszczenia, w którym stało podwójne łoże. Nabrałam ogromnych wątpliwości i
objął mnie totalny strach. Wystraszyłam się kiedy mężczyzna dotknął mojego
ramienia.
- Nie. – udało mi się to tylko
wypowiedzieć.
- Co nie? – zapytał się z cynicznym
uśmieszkiem na twarzy.
- Nie mogę tego zrobić. – udało mi się
wypowiedzieć całe zdanie. Mężczyzna był w szoku i stał jak zahipnotyzowany. W
tym momencie chciałam ominąć go i wyjść z pokoju. Jednak on złapał mnie
obydwiema swymi obrzydliwymi łapami i rzucił mną na stojące obok łoże.
Krzyczałam i błagałam, żeby nie robił mi on krzywdy. Jednak na nic to dało.
Zrobił mi najgorszą rzecz jaką mężczyzna może zrobić kobiecie. Upokorzył mnie.
Gwałt jest to najgorsza kara, jaką mogłam otrzymać od losu. Na dodatek kiedy
jest to twój pierwszy fizyczny kontakt z mężczyzną. Nigdy tego nie zapomnę. Nie
zapomnę tej nocy. Jednak nie na tym się tylko zakończyło, ponieważ napastnik
nie skończył jeszcze ze mną…
- Nieeeeeeee... – rozległ się mój krzyk po
sypialni. Czułam się zmęczona jakbym przebiegła długi dystans. Co jest nie
możliwe, abym miała taką zadyszkę i żeby moje serce chciało wyskoczyć mi z
piersi. Złapałam się w to miejsce mokrą od potu dłonią. Przymknęłam powieki i
starałam się uspokoić wewnętrznie. Po kilku minutach było już mi o wiele
lepiej. Mój stan ustabilizował się tylko na etapie poprawnego funkcjonowania
organizmu. Jednak stan psychiczny był w opłakanym stanie.
- Niech to szlag. - wymamrotałam pod
nosem. Podciągnęłam pod samą brodę kolana. W takiej pozycji najlepiej mi się
myślało. Musiałam wszystko przemyśleć moje rozterki. Jedno zrozumiałam, że tak
długo nie pociągnę. W moim umyśle pojawiły się dwa scenariusze, albo zwariuję i
zamkną mnie na oddziale psychiatrycznym lub wreszcie zbiorę się w sobie siły,
aby poddać się leczeniu psychologicznemu ze swoich obaw związanych z
przeżyciami z przeszłości. Wybieram tą drugą opcję. Nie pozwolę na to, aby ten
psychol, który mnie skrzywdził do koni w mnie zniszczył. Nie uda się mu tego
dokonać. Będę walczyć o siebie. Tak. Tak uczynię. To jest moje postanowienie, a
kiedy ja sobie coś obiecam dotrzymam słowa. Nie mogę się poddać. Udało mi się
zdobyć mistrzostwo to dlaczego nie miałam bym poradzić sobie w walce ze
skutkami wydarzeń z nocnej przeszłości. I tutaj pojawia się obawa, że nie
podołam temu zadaniu. Jestem na to za słaba, ale trzeba walczyć ze swoimi
słabościami.
Spojrzałam się na zegarek, który stał na nocnym stoliku przy lampce. Wskazywał
czwartą nad ranem. Przejechałam dłońmi po twarzy.
- Nie mam ochoty na spanie. - wymamrotałam pod
nosem. Po czym wstałam. Postanowiłam przebiec się. Musiałam się z kimś spotkać.
Jedynie ta osoba mnie wysłucha. Wyciągnęłam z szafy szarą dresową przez głowę
wciąganą bluzę z kapturem i granatowe legginsy do biegania. Ściągnęłam koszulkę
nocną i założyłam na siebie te ubrania. Związałam w koczka moje niesforne włosy
i założyłam na głowę kaptur. Potem wciągnęłam białe skarpetki i sportowe
obuwie. Nie przeglądałam się w lustrze. Nie miałam po co. Prze kluczyłam za
sobą drzwi frontowe, bo znać Cloe jej nawet bomba atomowa by nie obudziła, a co
dopiero włamanie. Wolałam być przezorna.
Energicznym ruchem ruszyłam przez klatkę schodową w stronę dołu. Kiedy wyszłam
na dwór do moich nozdrzy dotarł ten intensywny miejskich zapach spalin. Była
czwarta nad ranem jednak na madryckich ulicach zamiast ciszy było słychać gwar
ludzkich rozmów i przejeżdżających aut. Tak właśnie wygląda życie w tym mieście.
Cały czas coś się dzieje. Nie ma dni, aby na ulicach nie było ciągłego
miejskiego hałasu.
Obejrzałam się dookoła siebie i z wielkim uśmiechem ruszyłam w wyznaczonym
kierunku. Biegłam ile sił w nogach. Musiałam wyładować swoje zaległe negatywne
emocje, które zaśmiecały mnie od wewnątrz. Jednak doskonale wiedziałam, że uda
mi się tylko uwolnić od teraźniejszych uczuć, bowiem emocje z przeszłości są
zbyt głęboko zakorzenione w moim osobistym wnętrzu. Moim największym problemem
jest to, że nie mogę się z tym pogodzić i jednocześnie, iż nie mam odwagi, aby
zacząć się z tego leczyć. Pójście do psychoterapeuty było by najlepszym
wyjściem. Jednak ja jeszcze nie jestem na to gotowa i wątpię abym kiedyś była.
Znać mnie przez całe życie będę uciekać przed przeszłością. Równocześnie
przeszłość będzie samoczynnie powracać, a ja jak taka wariatka będę nakręcać
sobie w moim umyśle filmy pod tytułem: „Rozpacz z przeszłości” lub „Mogłam temu
zapobiec”. Jestem po prostu w życiu prywatnym beznadziejna. Chociaż w życiu
zawodowym układa się po mojej myśli.
Jeszcze bardziej przyspieszyłam tempo. Mijałam kolejne, następne i następne
madryckie uliczki. Nie patrzyłam na nic i na nikogo. Nawet nie obchodziły mnie
sygnalizatory z czerwonym światłem na przejściu dla pieszych, tylko biegłam tak
szybko jak nigdy dotąd. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się przy osobie,
która mnie wysłucha, nie będzie osądzać moich myśli, ani w ogóle nie wypowie
się. Tak. Biegnę w stronę cmentarza, na którym została pochowana najdroższa dla
mnie osoba. Tą osobą jest moja matka.
W tym samym czasie.
Madryt.
Dom Cristiano Ronaldo.
Co za
wieczór. Tym razem nie udało mi się namówić Cloe na małą i szybką przyjemności,
bowiem zakomunikowała mi, że tamten numerek był tylko wyłącznie jednorazową
przygodą łóżkową. Przyjąłem to dość spokojnie, ale jestem zły, że w zamian za
to nie wyrwałem innej laski. Chociaż klub był bardzo obwicie zastawiony miłym
towarkiem, ale żadna nie była warta uwagi. Moja wczorajsza „przyjaciółka”
dzisiaj wyrwała Benzemę. Mam nadzieję, że chłopak dobrze się zabawi
dzisiejszego wieczoru.
- Dobry wieczór szefie. - przywitał mnie
ochroniarz posesji, kiedy podjechałem moim szarym lamborghini pod wjazd do
mojego domu.
- Dobry wieczór. Wszystko gra?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale
przyjechali do Pana goście z Manchesteru. Prosili mnie, abym ich wpuścił do
domu, ponieważ twierdzili, że są bliskimi przyjaciółmi szefa. Wykonałem ich
prośbę. Mam nadzieję, iż nie będzie szef o to zły. – odpowiedział z małą
niepewnością w głosie.
- Bardzo dobrze zrobiłeś, że ich wpuściłeś. To
moi najlepsi przyjaciele. Wiedziałem, że mają dzisiaj przyjechać o takiej
godzinie. Zapomniałem tylko ciebie o tym poinformować. Nie masz się czym
przejmować. Świetnie wykonałeś swoją pracę. – odrzekłem po czym wjechałem w
głąb posesji.
Wiedziałem dokładnie kto przyjechał. Byli to zboczony i niewyżyty seksualnie
Anderson oraz fan każdej telenoweli Nani. Są oni po prostu niezastąpieni.
Czekają mnie dwa tygodnie świetnej zabawy w ich gronie. Może chociaż na trochę
zapomnę o Irinie.
Wysiadając z auta zauważyłem światła w salonie. Chłopacy jeszcze nie spali.
Czekają na mnie. Tak. To do nich podobne. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym
otworzyłem drzwi frontowe. Od razu do moich uszów doszły Naniego.
- Anderson! Przegrałeś ze mną. – bez
zastanowienia się wiedziałem, że grają w FIFĘ na PlayStation.
- Oszukiwałeś! Ten mecz jest nie ważny. –
wreszcie dobiegł do moich aparatów słuchowych podniesiony głos Oliveiry –
Gdybyś nie trzymał słuchawki i nie udawał, że gadasz przez nią i zamawiasz dla
mnie laseczki. To bym na pewno zwyciężył. Jesteś śmierdzącym oszustem! – no
to się zapowiada ciekawie – wymamrotałem to zdanie kiedy stałem schowany za
futryną od wejścia do salonu.
- Ja śmierdzącym oszustem?! – zreflektował się
Luis – Ty, ty, ty… zboczona, długowłosa małpo!
- Co?!!! – wrzasnął Anderson. Nagle usłyszałem
ogromny huk, aż podskoczyłem i automatycznie wyskoczyłem z kryjówki. Widok jaki
zastałem był obłędny. Nie mogłem wytrzymać ze śmiechu i zacząłem się rechotać
wniebogłosy. Ten czubek Anderson leżał na środku rozkroku rozwalonego na całą
kanapę Naniego i ruszyła się w dość znanym mu ruchu. Przy okazji wrzeszcząc te
słowa:
- Teraz zobacz jak zboczona, długowłosa małpa
może ciebie bzykać!!!
- Złaś ze mnie! Kurwa! Głuchy jesteś! – biedny
Nani nie miał jak się ruszyć. Pozostało mu tylko się wydzierać. Jednak nie
miałam sumienia zostawić go w takiej „ nie komfortowej „ sytuacji dla
niego.
- Ej! Gołąbeczki! Możecie przestać obrzydliwe
gruchać na mojej sofie. Potem ja będę po was na niej siedzieć. – starałem się
powstrzymać śmiech i brzmieć dość stanowczo.
- Nie przesadzaj Cris. I teraz nie przeszkadzaj
nam. – zaoponował Anderson – Muszę doznać spełnienia. No Naniunu! Wchodzę w
ciebie… - odrzekł poruszając się nadal w dość dwuznacznej sytuacji z
Luisem.
- Złaś ze mnie! No kurwa spierdalaj idioto! –
wrzeszczała „panienka” Andersona.
Sytuacja
była przekomiczna. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Ty dwóch durni by
nawet umarlaka z grobu wydostali. Musiałem coś wymyśleć, żeby ich rozdzielić.
Temu maniakowi seksualnemu Andersonowi chciało się dobrze zabawić, dlatego
wpadłem na wspaniały pomysł.
- Anderson – od razu spojrzał się na mnie -
mam dla ciebie wspaniałą propozycję.
- Tak. – nawet nie musiałem go prosić, aby zszedł
z Nianiego i posłuchał mnie. Z jego wzroku można było od razu wyczytać, że wie
jaki pomysł wpadł mi do głowy. Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, a on już się
zaczął ubierać kurtkę i buty. Przy okazji wrzeszcząc:
- Luis! Ruszaj dupę! Jedziemy do klubu nocnego na
panienki. – wiedziałem, że przed nim się nic nie ukryje.
Spojrzałem się na Nianiego, który w niemym wyrazie twarzy podziękował mi za
pomoc, lecz jednocześnie pytał się coś w stylu: Czy nie mogłeś czegoś innego
wymyśleć?
- Sorry stary. – tylko tyle umiałem powiedzieć,
ponieważ sam miałem ogromną ochotę na ostry seks z jakąś brunetką. Blondynki
mnie już się znudziły. Zwłaszcza z doczepionymi różowymi pasemkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz