czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 4



        Mroczna noc. Ciemna ulica. Nie zbyt urokliwy hotelik. Półmrok w tym pieprzonym hotelowym pokoju. Zimny i śmierdzący oddech mojego oprawcy na mojej szyi.

- Zabawimy się. Będzie miło. – byłam pewna tego co chcę zrobić kiedy z nim wyszłam z klub, lecz gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, w którym stało podwójne łoże. Nabrałam ogromnych wątpliwości i objął mnie totalny strach. Wystraszyłam się kiedy mężczyzna dotknął mojego ramienia. 

- Nie. – udało mi się to tylko wypowiedzieć. 

- Co nie? – zapytał się z cynicznym uśmieszkiem na twarzy. 

- Nie mogę tego zrobić. – udało mi się wypowiedzieć całe zdanie. Mężczyzna był w szoku i stał jak zahipnotyzowany. W tym momencie chciałam ominąć go i wyjść z pokoju. Jednak on złapał mnie obydwiema swymi obrzydliwymi łapami i rzucił mną na stojące obok łoże. Krzyczałam i błagałam, żeby nie robił mi on krzywdy. Jednak na nic to dało. Zrobił mi najgorszą rzecz jaką mężczyzna może zrobić kobiecie. Upokorzył mnie. Gwałt jest to najgorsza kara, jaką mogłam otrzymać od losu. Na dodatek kiedy jest to twój pierwszy fizyczny kontakt z mężczyzną. Nigdy tego nie zapomnę. Nie zapomnę tej nocy. Jednak nie na tym się tylko zakończyło, ponieważ napastnik nie skończył jeszcze ze mną…

- Nieeeeeeee... – rozległ się mój krzyk po sypialni. Czułam się zmęczona jakbym przebiegła długi dystans. Co jest nie możliwe, abym miała taką zadyszkę i żeby moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Złapałam się w to miejsce mokrą od potu dłonią. Przymknęłam powieki i starałam się uspokoić wewnętrznie. Po kilku minutach było już mi o wiele lepiej. Mój stan ustabilizował się tylko na etapie poprawnego funkcjonowania organizmu. Jednak stan psychiczny był w opłakanym stanie.


  - Niech to szlag. - wymamrotałam pod nosem. Podciągnęłam pod samą brodę kolana. W takiej pozycji najlepiej mi się myślało. Musiałam wszystko przemyśleć moje rozterki. Jedno zrozumiałam, że tak długo nie pociągnę. W moim umyśle pojawiły się dwa scenariusze, albo zwariuję i zamkną mnie na oddziale psychiatrycznym lub wreszcie zbiorę się w sobie siły, aby poddać się leczeniu psychologicznemu ze swoich obaw związanych z przeżyciami z przeszłości. Wybieram tą drugą opcję. Nie pozwolę na to, aby ten psychol, który mnie skrzywdził do koni w mnie zniszczył. Nie uda się mu tego dokonać. Będę walczyć o siebie. Tak. Tak uczynię. To jest moje postanowienie, a kiedy ja sobie coś obiecam dotrzymam słowa. Nie mogę się poddać. Udało mi się zdobyć mistrzostwo to dlaczego nie miałam bym poradzić sobie w walce ze skutkami wydarzeń z nocnej przeszłości. I tutaj pojawia się obawa, że nie podołam temu zadaniu. Jestem na to za słaba, ale trzeba walczyć ze swoimi słabościami. 
              Spojrzałam się na zegarek, który stał na nocnym stoliku przy lampce. Wskazywał czwartą nad ranem. Przejechałam dłońmi po twarzy. 

- Nie mam ochoty na spanie. - wymamrotałam pod nosem. Po czym wstałam. Postanowiłam przebiec się. Musiałam się z kimś spotkać. Jedynie ta osoba mnie wysłucha. Wyciągnęłam z szafy szarą dresową przez głowę wciąganą bluzę z kapturem i granatowe legginsy do biegania. Ściągnęłam koszulkę nocną i założyłam na siebie te ubrania. Związałam w koczka moje niesforne włosy i założyłam na głowę kaptur. Potem wciągnęłam białe skarpetki i sportowe obuwie. Nie przeglądałam się w lustrze. Nie miałam po co. Prze kluczyłam za sobą drzwi frontowe, bo znać Cloe jej nawet bomba atomowa by nie obudziła, a co dopiero włamanie. Wolałam być przezorna.  

          Energicznym ruchem ruszyłam przez klatkę schodową w stronę dołu. Kiedy wyszłam na dwór do moich nozdrzy dotarł ten intensywny miejskich zapach spalin. Była czwarta nad ranem jednak na madryckich ulicach zamiast ciszy było słychać gwar ludzkich rozmów i przejeżdżających aut. Tak właśnie wygląda życie w tym mieście. Cały czas coś się dzieje. Nie ma dni, aby na ulicach nie było ciągłego miejskiego hałasu. 

        Obejrzałam się dookoła siebie i z wielkim uśmiechem ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Biegłam ile sił w nogach. Musiałam wyładować swoje zaległe negatywne emocje, które zaśmiecały mnie od wewnątrz. Jednak doskonale wiedziałam, że uda mi się tylko uwolnić od teraźniejszych uczuć, bowiem emocje z przeszłości są zbyt głęboko zakorzenione w moim osobistym wnętrzu. Moim największym problemem jest to, że nie mogę się z tym pogodzić i jednocześnie, iż nie mam odwagi, aby zacząć się z tego leczyć. Pójście do psychoterapeuty było by najlepszym wyjściem. Jednak ja jeszcze nie jestem na to gotowa i wątpię abym kiedyś była. Znać mnie przez całe życie będę uciekać przed przeszłością. Równocześnie przeszłość będzie samoczynnie powracać, a ja jak taka wariatka będę nakręcać sobie w moim umyśle filmy pod tytułem: „Rozpacz z przeszłości” lub „Mogłam temu zapobiec”. Jestem po prostu w życiu prywatnym beznadziejna. Chociaż w życiu zawodowym układa się po mojej myśli. 

        Jeszcze bardziej przyspieszyłam tempo. Mijałam kolejne, następne i następne madryckie uliczki. Nie patrzyłam na nic i na nikogo. Nawet nie obchodziły mnie sygnalizatory z czerwonym światłem na przejściu dla pieszych, tylko biegłam tak szybko jak nigdy dotąd. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się przy osobie, która mnie wysłucha, nie będzie osądzać moich myśli, ani w ogóle nie wypowie się. Tak. Biegnę w stronę cmentarza, na którym została pochowana najdroższa dla mnie osoba. Tą osobą jest moja matka.
  
    

W tym samym czasie.
Madryt.
Dom Cristiano Ronaldo.

        Co za wieczór. Tym razem nie udało mi się namówić Cloe na małą i szybką przyjemności, bowiem zakomunikowała mi, że tamten numerek był tylko wyłącznie jednorazową przygodą łóżkową. Przyjąłem to dość spokojnie, ale jestem zły, że w zamian za to nie wyrwałem innej laski. Chociaż klub był bardzo obwicie zastawiony miłym towarkiem, ale żadna nie była warta uwagi. Moja wczorajsza „przyjaciółka” dzisiaj wyrwała Benzemę. Mam nadzieję, że chłopak dobrze się zabawi dzisiejszego wieczoru. 

- Dobry wieczór szefie. - przywitał mnie ochroniarz posesji, kiedy podjechałem moim szarym lamborghini pod wjazd do mojego domu.

- Dobry wieczór. Wszystko gra? 

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale przyjechali do Pana goście z Manchesteru. Prosili mnie, abym ich wpuścił do domu, ponieważ twierdzili, że są bliskimi przyjaciółmi szefa. Wykonałem ich prośbę. Mam nadzieję, iż nie będzie szef o to zły. – odpowiedział z małą niepewnością w głosie. 

- Bardzo dobrze zrobiłeś, że ich wpuściłeś. To moi najlepsi przyjaciele. Wiedziałem, że mają dzisiaj przyjechać o takiej godzinie. Zapomniałem tylko ciebie o tym poinformować. Nie masz się czym przejmować. Świetnie wykonałeś swoją pracę. – odrzekłem po czym wjechałem w głąb posesji.

         Wiedziałem dokładnie kto przyjechał. Byli to zboczony i niewyżyty seksualnie Anderson oraz fan każdej telenoweli Nani. Są oni po prostu niezastąpieni. Czekają mnie dwa tygodnie świetnej zabawy w ich gronie. Może chociaż na trochę zapomnę o Irinie.

          Wysiadając z auta zauważyłem światła w salonie. Chłopacy jeszcze nie spali. Czekają na mnie. Tak. To do nich podobne. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym otworzyłem drzwi frontowe. Od razu do moich uszów doszły Naniego. 

- Anderson! Przegrałeś ze mną. – bez zastanowienia się wiedziałem, że grają w FIFĘ na PlayStation.

- Oszukiwałeś! Ten mecz jest nie ważny. – wreszcie dobiegł do moich aparatów słuchowych podniesiony głos Oliveiry – Gdybyś nie trzymał słuchawki i nie udawał, że gadasz przez nią i zamawiasz dla mnie laseczki. To bym na pewno zwyciężył. Jesteś śmierdzącym oszustem! – no to się zapowiada ciekawie – wymamrotałem to zdanie kiedy stałem schowany za futryną od wejścia do salonu.

- Ja śmierdzącym oszustem?! – zreflektował się Luis – Ty, ty, ty… zboczona, długowłosa małpo! 

- Co?!!! – wrzasnął Anderson. Nagle usłyszałem ogromny huk, aż podskoczyłem i automatycznie wyskoczyłem z kryjówki. Widok jaki zastałem był obłędny. Nie mogłem wytrzymać ze śmiechu i zacząłem się rechotać wniebogłosy. Ten czubek Anderson leżał na środku rozkroku rozwalonego na całą kanapę Naniego i ruszyła się w dość znanym mu ruchu. Przy okazji wrzeszcząc te słowa:  

- Teraz zobacz jak zboczona, długowłosa małpa może ciebie bzykać!!! 

- Złaś ze mnie! Kurwa! Głuchy jesteś! – biedny Nani nie miał jak się ruszyć. Pozostało mu tylko się wydzierać. Jednak nie miałam sumienia zostawić go w takiej „ nie komfortowej „ sytuacji dla niego. 

- Ej! Gołąbeczki! Możecie przestać obrzydliwe gruchać na mojej sofie. Potem ja będę po was na niej siedzieć. – starałem się powstrzymać śmiech i brzmieć dość stanowczo.

- Nie przesadzaj Cris. I teraz nie przeszkadzaj nam. – zaoponował Anderson – Muszę doznać spełnienia. No Naniunu! Wchodzę w ciebie… - odrzekł poruszając się nadal w dość  dwuznacznej sytuacji z Luisem. 

- Złaś ze mnie! No kurwa spierdalaj idioto! – wrzeszczała „panienka” Andersona.  
  
       Sytuacja była przekomiczna. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Ty dwóch durni by nawet umarlaka z grobu wydostali. Musiałem coś wymyśleć, żeby ich rozdzielić. Temu maniakowi seksualnemu Andersonowi chciało się dobrze zabawić, dlatego wpadłem na wspaniały pomysł. 

- Anderson – od razu spojrzał się na mnie -  mam dla ciebie wspaniałą propozycję. 

- Tak. – nawet nie musiałem go prosić, aby zszedł z Nianiego i posłuchał mnie. Z jego wzroku można było od razu wyczytać, że wie jaki pomysł wpadł mi do głowy. Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, a on już się zaczął ubierać kurtkę i buty. Przy okazji wrzeszcząc:

- Luis! Ruszaj dupę! Jedziemy do klubu nocnego na panienki. – wiedziałem, że przed nim się nic nie ukryje. 

        Spojrzałem się na Nianiego, który w niemym wyrazie twarzy podziękował mi za pomoc, lecz jednocześnie pytał się coś w stylu: Czy nie mogłeś czegoś innego wymyśleć?   

- Sorry stary. – tylko tyle umiałem powiedzieć, ponieważ sam miałem ogromną ochotę na ostry seks z jakąś brunetką. Blondynki mnie już się znudziły. Zwłaszcza z doczepionymi różowymi pasemkami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz